Kultura
Skomentuj

Gran Torino

Strasznie mi żal głównego bohatera filmu Gran Torino – Walta Kowalskiego. Ma – kolokwialnie rzecz ujmując – przerąbane. Nie dość, że umiera mu żona, a synowie i wnuczęta zupełnie nie spełniają jego oczekiwań, to jeszcze w jego okolicy coraz więcej przedstawicieli innych niż biała ras. Najbliżsi sąsiedzi to rodzina Hmongów – uchodźców z Laosu. W okolicy mieszkają i pracują praktycznie sami „kolorowi”, którzy nie potrafią nawet wymówić poprawnie jego nazwiska. Na dodatek, jeden z sąsiadów, nastolatek z rodziny Hmongów, próbuje ukraść jego piękny samochód – stary model Forda Gran Torino. Na to wszystko Walt Kowalski spluwa z niesmakiem.

Tak mniej więcej Clint Eastwood rysuje swojego bohatera w pierwszych scenach Gran Torino. A ja po prostu nie mogę wyjść z podziwu. Jak to jest możliwe, że ten człowiek, który przez tyle lat grywał w tak kiepskich filmach (ok., dzisiaj już uważanych za klasykę, ale przecież Brudny Harry to nie jest jakiś szczyt osiągnięć X muzy!) nagle, kilka lat temu zaczął kręcić genialne filmy. Jak to jest możliwe? Co on robił z mózgiem wtedy, kiedy grał w „spaghetti westernach”? Nie wiem, ale wiem, że ilekroć oglądam jakieś dzieło Eastwooda, zwłaszcza z tych ostatnich, jestem pod dużym wrażeniem.

Podobnie jest z „Gran Torino”. Postać główna robi niesamowite wrażenie. Walt Kowalski jest piękny wewnętrznie jak jego stary Ford. No, może poza kilkoma niezbyt pięknymi cechami jak upartość, rasizm, złośliwość i wyjątkowa zrzędliwość. Ma za to przecudne poczucie humoru i docenia inteligencję, nawet u „zipper heads” – jak nazywa swoich skośnookich sąsiadów.

Wszystko gra w tym filmie. I historia jest mocna, i postać dobrze zbudowana, i klimat utrzymywany znakomicie i jeszcze muzyka … bo o niej nie mogę zapomnieć. Od kiedy usłyszałam trąbkę w „Osaczonej” wykonującą kompozycję Eastwooda, dotarło do mnie, że on tworzy filmy jak całość. Nie jest przecież muzykiem, ale potrafił tak fantastycznie dobrać muzykę, by domykała kompozycję. Na samym końcu filmu, już podczas napisów, Jamie Cullum swoim cudnym, lekko zachrypniętym głosem śpiewa „Gran Torino”. Utwór, którego Eastwood jest współautorem. Sami zresztą posłuchajcie.

Dla mnie cały ten film to znakomicie wykonana robota. Nie wiem, naprawdę nie wiem, dlaczego pominięta przy zeszłorocznych Oscarach.

W skali od 1 do 10 daję 8