Kultura
Skomentuj

Grażyna Łobaszewska Przepływamy

Mam tę płytę od kilku dni i przyznaję się do uzależnienia od niej. Nawet pracuję z Łobaszewską w tle, co zwykle mi się nie zdarza. Zastanawiałam się przez moment, co odróżnia ten krążek od większości produkcji innych polskich wokalistek i wiem. Łobaszewska nie udaje. Nie udaje, że pisze teksty – zaprasza do współpracy profesjonalnych autorów. Nie udaje, że komponuje muzykę, dlatego Darek Janus (skrót imienia nie mój) sam przyjeżdża do niej i namawia na piosenki, które napisał. Nie robi operacji plastycznych i nie odstawia papierosów nawet do sesji zdjęciowej. O ile to ostatnie może nie jest zaszczytne, o tyle fakt, że nie próbuje zarobić dodatkowych pieniędzy swoimi własnymi marnymi tekstami czy kompozycjami, należy podkreślić – jak to się kiedyś mówiło – wężykiem.

Płyta zaczyna się niezwykle optymistyczną afirmacją życia „Celebruję każdy dzień”. Utwór z rozbudowaną sekcją dętą i raperskimi fragmentami w wykonaniu Floyda Anthony’ego Phifera automatycznie wywołuje uśmiech na twarzy. Takiej radości w czystej formie nie ma na tej płycie za dużo, ale od czasu do czasu się pojawia.

Źródło: empik.com

Zdecydowanie najmocniejszym – moim zdaniem – punktem „Przepływamy” jest duet z  Kubą Badachem w utworze „Nad rzeką marzeń”. Badach zaśpiewał już kilka takich duetów w życiu, zwykle kładą na kolana niebanalną harmonią w refrenach. Wokalistki o niskich głosach – jak Łobaszewska – mogą sobie pozwolić na zaśpiewanie niższej linii melodycznej, Badach prowadzi wyższą, przechodząc momentami w falset. Nie wykorzystuje też prostego drugiego głosu w tercji, będącej najczęściej stosowanym interwałem dwugłosu w chórkach. Zestawienia harmoniczne są tu znacznie ciekawsze, bardziej ambitne, a jednocześnie niezwykle przyjemne dla ucha odbiorcy nawet zupełnie harmonicznie nieświadomego. Zestawienie ciemnej i niskiej barwy głosu wokalistki z jasną i dość wysoką wokalisty dodaje całości smaczku. Nie tylko zresztą refren jest w tym utworze interesujący, końcowe wokalizy Łobaszewskiej budziłyby pewnie respekt u niejednej czarnoskórej wokalistki jazzowej. W Polsce nie śpiewa tak nikt.

Głos Łobaszewskiej z wiekiem nabiera coraz ciekawszej barwy, co wydaje się nierealne, bo już lata temu brzmiała ona jak nikt inny. Początek utworu „Już drogę znasz”, gdy wokalistka sięga bodajże do najniższych na tej płycie rejestrów swojego głosu, ciarki chodzą po plecach. Jakże dawno nie słyszałam tak pięknie zaśpiewanych zwrotek, tak znakomicie wybrzmianych dźwięków, tak jazzowo zaswingowanych fraz.

Darkowi Janusowi, o ile dobrze rozumiem z wywiadów towarzychących wydaniu tej płyty, zawdzięczamy jej powstanie. Jest on też niestety najsłabszym jej ogniwem. Produkcja muzyczna trąci momentami myszką, pomimo stosunkowo nowoczesnych wstawek rapera i interesującego duetu z Badachem, brzmienie przypomina chwilami dobre płyty, ale sprzed 20 lat. Trochę szkoda, choć z drugiej strony, jeśli taka ma być cena za udostępnienie publiczności nowych barw głosu Grażyny Łobaszewskiej, jestem w stanie się na nią zgodzić.

Grażyna Łobaszewska „Przepływamy”, Sony Music 2012