Jak wiecie od pewnego czasu eksperymentuję na tym blogu ze zdjęciami. Nazywam to eksperymentowaniem, ponieważ nie miałam do tej pory kompletnie żadnej wiedzy na temat robienia zdjęć, niekoniecznie też chciałam ją zdobywać. Trudno mi jednak było pisać o jedzeniu jednocześnie nie pokazując na zdjęciach tego, co jem i o czym piszę. A picture is worth a thousand words. Najpierw poszedł więc w ruch aparat telefonu komórkowego.
Wraz z kolejnymi próbami zrobienia dokumentacji fotograficznej moich wizyt w rożnych restauracjach, zaczęło do mnie docierać, jak trudną sztuką jest fotografia kulinarna, szczególnie w świetle zastanym. Wtedy też dotarło do mnie, że sama tego nie zrobię, że potrzebuję wiedzy, że muszę się po prostu nauczyć, w jaki sposób podejść do tematu.
Zastanawiałam się co kupić (poza tym, że aparat). Podstawowe podręczniki fotografii … nie do końca się sprawdzają w fotografii kulinarnej. Zaczęłam drążyć temat i wreszcie znalazłam „Ujęcia ze smakiem” Helene Dujardin. Przeczytałam w jeden weekend. Połknęłam po prostu. Autorka jest jednocześnie blogerką kulinarną i wprawdzie prowadzi bloga o potrawach, które sama przygotowuje, niemniej jednak i tak znacznie mi do niej bliżej niż do fotografa reportażysty czy pajzażysty.
Oczywiście jest to książka dla początkujących, czyli takich jak ja. Duża część poświęcona jest stylizacji dań, która mnie zupełnie nie dotyczy. Wszystko pozostałe jednak dotyczy mnie bardzo. Mamy więc bardzo zrozumiały opis ekspozycji, trybów działania aparatu, wyjaśnienie pojęć przysłony, czasu naświetlania i ISO. Przede wszystkim jednak mamy genialny opis kompozycji, która wydaje się w fotografii kulinarnej mieć znaczenie kluczowe.
Książka Dujardin nie byłaby nic warta, gdyby nie zawierała olśniewających fotografii całkowicie poświęconych tematyce kulinarnej. Oczywiście to jest w pewnym sensie inna dziedzina niż moja. Dujardin bawi się ozdobnikami, dobiera starannie rekwizyty, dania skrapia wodą, podmalowuje, stylizuje po prostu. Nigdy tego nie zrobię. Ja „przychodzę na gotowe”, dania przygotowuje kucharz, nie będę ich też w żaden sposób poprawiać wizualnie, bo dla mnie liczy się smak tego, co za chwilę będę jadła. Starałam się jednak wynieść z tej książki jak najwięcej dla siebie.
Nie ma co ukrywać, nie nauczę się wszystkiego z książki, poszłam więc też na szybki weekendowy kurs fotograficzny. Muszę jednak przyznać, że gdyby nie książka Dujardin uważałabym, że takie słowa jak ogniskowa mogą być zrozumiałe wyłącznie przez fizyków. Daleko mi rzecz jasna do stwierdzenia, że umiem, mogę natomiast powiedzieć, że po części wiem nad czym pracować. Polecam wszystkim, którzy zaczynają swoją przygodę z fotografią kulinarną.