InFormal Kitchen to nowe miejsce w Śródmieściu otwarte pod koniec zeszłego roku. Kuchnia ma tu być inspirowana sprawdzonymi recepturami. W dużej mierze ma się opierać o comfort food, jej podstawowe atrybuty to autentyczność, prostota i smak. W założeniach brzmi dobrze. Trochę to trwało zanim odwiedziłam InFormal Kitchen, by sprawdzić jak jest z realizacją, ale kiedy już się wybrałam, w sobotę zjadłam tu kolację, a w niedzielę wróciłam na śniadanie.
Za identyfikację wizualną InFormal Kitchen odpowiada Lange & Lange, wszystkie szczegóły są więc dopracowane. Nazwa i logotyp świetnie oddają filozofię miejsca. Wystrój podobnie. Jest bardzo prosto i tak, jak to ostatnio jest modne, czyli industrialnie. Na uwagę zasługują biało – szare krzesła, bo pomyślano przy nich nie tylko o designie, ale i o wygodzie gości. Poza nimi mamy stoły w jasnym drewnie, czarne tablice do wypisywania aktualnie polecanego menu, dużą ilość prostych lamp oraz otwartą kuchnię. Tę ostatnią cenię sobie szczególnie.
Przejdźmy do jedzenia. Zaczynam od dania spoza karty Tatar z łososia (26zł). Ujmuje klasyką i prostotą. Spełnia zatem obietnice. To po prostu wędzony łosoś z dodatkami, do niego pojawia się wypiekane na miejscu pieczywo. Okazuje się bowiem, że pieczywo, makarony, sosy i przetwory, z których korzysta InFormal Kitchen, są domowej roboty. To cieszy. W konkurencji ze starterem mojego towarzysza kolacji, tatar z łososia przegrywa jednak sromotnie. Mule w sosie curry (26zł) mają genialny sos curry z dodatkiem mleka kokosowego i idealną ilością chilli – dokładnie taką, by podkręcić smak nie wypalając przy tym podniebienia.
O ile tatar był tylko miłym początkiem, danie główne robi na mnie znakomite wrażenie. Stek z polędwicy wołowej (69zł). Właściwie każdy element tego dania – wołowina sezonowana, puree z masłem truflowym, szpinak i sos porto – są znakomite same w sobie, a jeszcze tworzą bardzo smaczną kompozycję. Wprawdzie zamawiam steka o stopniu wysmażenia blue, a dostaję zaledwie medium rare, ale wiem z doświadczenia, że szefowie kuchni boją się serwować krwiste steki, szczególnie, jeśli zamawiającymi są kobiety. Tyle razy już zwracano im mięso z informacją, że „to przecież jest surowe”, iż wolą sobie oszczędzić tej dyskusji. Nie mam o to pretensji. Dla mnie stopnie od blue do medium rare są akceptowalne, gdyby stek był wysmażony, zwróciłabym do kuchni. Zachwyca mnie natomiast masło truflowe w ziemniaczanym puree. Bodajże pierwszy raz zdarza mi się zjeść całe ziemniaki w serwowanym daniu. I po tym daniu głównym, a także po kosztowaniu Biodrówki jagnięcej z pieczonymi warzywami (69zł) wiem już, że kuchnia InFormal Kitchen jest taka, jak być obiecała – prosta, smaczna i autentyczna.
Opinię tę potwierdza Nemesis (14zł) czyli czekoladowe proste ciasto z mlecznymi lodami, które nie powala na kolana, ale jest po prostu przyzwoitym deserem czekoladowym i NIE JEST dzięki Bogu fondantem. Do deseru wypijam koktajl przygotowany przez tutejszego barmana – złota Tequilla, Becherovka, sok brzoskwiniowy i sporo soku z limonki. Każdy smak jest wyczuwalny, nic nie ginie w tym koktajlu. Na takie koktajle mogę tu wracać. Do kolacji pijemy też wina na kieliszki, w karcie znajdziemy ich przyjemny wybór – dla nas najważniejsze były Savignon Blanc i Barberra, która do mojego steka pasowała idealnie.
Wracam tu już następnego dnia, kiedy rozważam lokalizację na śniadanie. Bajgiel z łososiem (18zł) i Jajko w koszulce (5zł) to bardzo smaczne propozycje śniadaniowe. Świeże pieczywo, dobre masło, bajgiel z serkiem Philadelphia, wędzonym łososiem i ogórkiem oraz rukolą, a do niego pieczone pomidorki cherry. Fajnym pomysłem jest także to, że śniadania tu można sobie dowolnie komponować, w karcie jest kilka rodzajów jajek i sporo dodatków wycenionych oddzielnie, ogranicza nas więc jedynie własna wyobraźnia.
W sobotni wieczór InFormal Kitchen pęka w szwach. Jeśli nie zrobiliście rezerwacji dzień wcześniej, dostać stolik będzie raczej trudno. Kiedy wychodzimy stąd po 23ciej, sala jest pełna i ciągle schodzą się goście. Obsługujący nas pan kelner wyjaśnia, że w większości to ekipa „przed Mazowiecką”, czyli miejsce stało się mekką spotykających się „before”. W niedzielę na śniadaniu wprawdzie całkiem pełno nie jest, ale wczesnym popołudniem pojawiają się już tabliczki „rezerwacja” na większości stolików, można więc oczekiwać, że w porze obiadowej miejsce ponownie się zapełni. Czy swoją popularność InFormal Kitchen zawdzięcza prostocie, autentyczności i smakowi swoich dań? Trudno mi ocenić. Większość gości wieczorem zamawia niestety burgery. Dopóki jednak miejsce będzie oferowało to, co udaje mu się serwować do tej pory, nie mam z tym najmniejszego problemu. Zarówno kuchnia, obsługa jak i bar zdecydowanie wiedzą, co robią. Macie w planach kolację ze śniadaniem? Wybierzcie InFormal Kitchen 🙂 Polecam!
InFormal Kitchen, Plac Małachowskiego 2 wejście od ul. Traugutta, Warszawa, +48 531 918 534
Po więcej zdjęć Informal Kitchen zapraszam na fanpage, Google+ i Instagram Frobloga. Zachęcam do prenumerowania newslettera Frobloga. Co tydzień w piątek wysyłam podsumowanie moich relacji. Wystarczy podać swój adres e-mailowy tutaj: