Kultura
Skomentuj

Kiedy Harry poznał Sally – Teatr Kwadrat

Jak to się mogło nie udać? Nie wiem. Przecież film był świetny, dialogi znakomite, całość bardzo śmieszna, lekka i po prostu na luzie. Jak z tak dobrego materiału można było zrobić tak cieniutką sztukę?

No chyba za sprawą aktorów głównie. Nie tak dawno jeszcze byłam pod wrażeniem tego, jak bardzo rozwinął się aktorsko Paweł Małaszyński, oglądając go po latach w „Berek czyli upiór w moherze”. Był tam w towarzystwie Ewy Kasprzyk i może to towarzystwo właśnie, wsparcie znakomitej aktorki, utrzymało całość na dobrym poziomie.

„Kiedy Harry poznał Sally” niestety nie ma się na kim trzymać. Małaszyński jeszcze jakoś by umknął w całości, dałoby się go jakoś przeżyć, gdyby ktoś go zdominował, ale gra Marty Żmudy-Trzebiatowskiej umknąć nie może. Jest tak żenująca, że zaczęłam się zastanawiać jak to możliwe, iż jest ona absolwentką szkoły teatralnej i to jeszcze na dodatek warszawskiej.

Mam niestety w głowie fantastyczne kreacje aktorskie Billy’ego Crystala i Meg Ryan. I chyba naprawdę pora wreszcie przyznać, że Meg Ryan jest świetną aktorką komediową, choć do tej pory nie przechodziło mi to przez gardło. Być może jednak porównanie ze Żmudą-Trzebiatowską daje taki właśnie efekt.

No cóż. Szkoda, bo Teatr Kwadrat to bardzo dobre miejsce, tytuł zagwarantował popularność sztuce, a publiczność dopisuje. Szkoda, bo był materiał, a nie zostało nic. Pani Żmudzie-Trzebiatowskiej życzę powrotu do seriali, panu Małaszyńskiemu dobrych partnerów teatralnych, od których będzie mógł się dużo uczyć i na których będzie mógł się oprzeć. Dla niego widzę jeszcze szansę na rozwój, dla niej – niekoniecznie.

Kiedy Harry poznał Sally, Teatr Kwadrat, Warszawa