Będzie krótko i dobitnie. Obejrzałam „Klub hipochondryków” w Teatrze Syrena i odebrałam go jak chałturę trzech panów – Zamachowskiego, Malajkata i Polka. Bezsensowny spektakl.
Tekst chyba niezbyt śmieszny, do tego stały zestaw min Piotra Polka, stały zestaw zachowań Wojciecha Malajkata i Zbigniew Zamachowski w roli geja. Czy granie geja jeszcze nas śmieszy? Nie. Śmieszyło, być może, 10 lat temu, kiedy było nowością. Jeśli w ogóle – oczywiście. Tekst nie był zbyt zabawny, ale i zagrany miernie. Malajkat rżał ze śmiechu z jakiegoś powodu przez połowę sztuki. Z tym, że to było śmieszne tylko dla niego.
No cóż, panowie pokazali, jak z pewniaka zrobić klapę. Publiczność standardowo była zachwycona. Nie rozumiem.
Klub hipochondryków, Teatr Syrena, Warszawa