Z wszystkich miejsc, które były czynne w dniu 1. Listopada, na kolację wybrałam Kurę Domową. Przyciągała mnie najbardziej. Pisałam już, że przy okazji prasowej premiery filmu „Tam, gdzie rosną grzyby” i związanego z nią grzybobrania i późniejszego gotowania zebranych grzybów, trafiłam do Kury, udało mi się nawet zjeść przekąski. Smak i samo miejsce były tak interesujące, że obiecałam sobie powrót.
Kura Domowa jest klubokawiarnią w Wawrze. Wnętrze jest kolorowe i zabawne. Na jednej ze ścian widnieje oryginalna fototapeta przedstawiająca kobietę karmiącą kury. Tu pod nią nowoczesne minimalistyczne stoliki i wygodne sofy. Główne meble są w odcieniach stonowanych, efekty kolorystyczne powierzono drobiazgom – poduszkom, doniczkom, zasłonkom. Bardzo tu ładnie i ciepło. Ważną częścią Kury jest też pomieszczenie zabaw dla dzieci. Dzieci się tu czci 🙂
Nie mogę zacząć inaczej niż od Zupy z leśnych grzybów podanej z makaronem (12 zł). Jest przepyszna. To klarowna zupa, żadnego zabielania, choć na życzenie gości, podaje się do niej śmietanę. W zupie prawdziwe leśne grzyby i świetny, domowej roboty makaron. Wszystko tu jest prawdziwe, mam nawet wrażenie, że grzyby pochodzą z pobliskiego lasu. Żadnych uproszczeń, zupa jest zrobiona od początku do końca tutaj w Kurze i jej smak jest tego potwierdzeniem.
W drugiej kolejności zamawiam przekąskę. Głównie dlatego, że jeszcze nigdy czegoś takiego nie jadłam. Placki z kiszonej kapusty podane na ciepło z cebulką balsamiczną i musem z sera koziego (16 zł). To jest po prostu hit. Placki zrobione są dokładnie na takiej zasadzie jak placki ziemniaczane, ale zamiast ziemniaków występuje kiszona kapusta. Do tego idealnie komponuje się lekko słodkawa konfitura z cebulki balsamicznej. Mus z sera koziego, choć pyszny, zostaje dla mnie w tle. Kompozycja tych dwóch poprzednich smaków – kwaskowatych placków i słodkiej cebulki – jest strzałem w dziesiątkę.
Wypijam jeszcze Rozgrzewający napój herbaciany (10zł) z esencji herbaty, imbiru, goździków, pomarańczy i soku malinowego. Bardzo dobry i autentycznie rozgrzewający. A na koniec zamawiam oczywiście deser. Piernikowy przekładaniec z konfiturą malinową i kremem mascarpone (13zł). Sympatyczny. Inny niż standardowe wszechobecne desery. Kawałeczki piernika poukładane w pucharku z kremem z serka mascarpone i konfiturą malinową. Nie za słodkie, nie za kwaśne. Bardzo przyjemny deser.
Z mojego punktu widzenia Kura Domowa jest na końcu świata. Rzadko wybieram się na drugą stronę Wisły, ale jeśli już, to zwykle jest to Saska Kępa. Owszem, zdarzyło mi się być kilkakrotnie w La Iberica w Marysinie Wawerskim, ale w samym Wawrze naprawdę nie byłam częściej niż te dwa razy w życiu. Kura Domowa z pewnością będzie argumentem, żeby się tu pojawiać częściej. Kuchnia Kury jest prawdziwa i pyszna, a właściciele przesympatyczni. I niech Wam się nie zdaje, że można tu tak po prostu przyjechać, miejsce zwykle jest pełne, warto więc zarezerwować stolik. Okoliczni mieszkańcy już wiedzą, jaki skarb posiadają, Wam radzę to sprawdzić czym prędzej.
Kura Domowa, ul. Zwoleńska 81/3, Warszawa
Po więcej zdjęć Kury Domowej zapraszam na fanpage Frobloga na Facebooku.