Szczerze mówiąc, bałam się pójść na ten film znając pobieżnie tematykę. Uznałam, że będzie również ciężki i dołujący jak – dopiero co widziany przeze mnie – Zapaśnik. Ale choć temat faktycznie jest trudny, a historia nie szuka na siłę happy endu, twórcy tego filmu nie postawili sobie za zadanie główne przybić widza.
Bardzo dobre kino. Historia jest niesamowicie interesująca, aktorzy są wybitni, grają świetnie, całość jest znakomicie wyreżyserowana, nakręcona, napięcie utrzymywane, właściwie nikt nie wie, jak to się wszystko skończy. Do tego jest jeszcze postawiony problem moralny i jakby druga perspektywa, która niekoniecznie usprawiedliwia, ale z pewnością pozwala spojrzeć na całość z innej strony. I takich właśnie, pozbawionych emocji i zażartej dyskusji, pozbawionych z góry wiadomych odpowiedzi, takich właśnie pytań o tematy ważne, oczekuję od kina.
Świetna Kate Winslet. Absolutnie zasłużony Oscar. Wybitny – znowu!!! – Ralph Finnes. Ale też znakomity drugi plan. Bardzo ciekawa postać profesora w wykonaniu Bruno Ganza. Ale przede wszystkim, zawsze z zachwytem przeze mnie przyjmowana, Lena Olin. Od czasu, kiedy zobaczyłam ją po raz pierwszy w „Nieznośnej lekkości bytu”, poprzez Havanę z Redfordem i kilka jeszcze innych filmów, aż do Lektora właśnie. Najpierw pojawia się jako staruszka – matka, dopiero w końcowych scenach filmu jako jej dorosła już po latach córka. Świetny efekt swoją drogą, bo w pierwszych scenach rozpoznawana jest pewnie tylko przez największych swoich fanów, do których się zaliczam.
Zazwyczaj tematy holokaustu omijam w kinie szerokim łukiem. Jest kilka kultowych filmów, których do dzisiaj nie widziałam, ze względu na ten temat. Mam wrażenie, że w Polsce przerabialiśmy go już tyle razy, że aż nie mam siły i nie chcę, stawiam zwyczajny opór. Tym bardziej doceniam potraktowanie go w nieco, a może całkowicie inny sposób. Bardzo dobre kino. Bardzo.
W skali od 1 do 10 daję 9.