„Love actually” jest filmem mojego życia, mówię to głośno, zawsze wtedy, kiedy pojawiają się komentarze, że jakiś film jest podobny do „Love actually”. Nie ma takich filmów. Nie ma filmów podobnych do „Love Actually”. To był film mądry, ciepły, zabawny, wielowątkowy, ze znakomitą obsadą, świetnie zagrany i wyreżyserowany, z genialnym scenariuszem i mocnymi puentami, choć podanymi w dość przyjemny sposób. Nigdy przedtem ani potem nie udało się nikomu zrobić tak znakomitego filmu.
Czy „Listy do M.” są kiepskie? Nie, to bardzo miłe kino, za to porównania do „Love Actually” są kiepskie. Takiemu porównaniu nie sprosta żaden film, nie wiem więc, po co porównywać.
„Listy do M.” mają bardzo fajny lekki styl. Jest kilka wątków, poobsadzani w nich aktorzy nie są jakoś szczególnie zaskakujący, grają to, co wychodzi im najlepiej od lat. Karolak gra lekkoducha, Agnieszka Wagner ‘królową śniegu’, Maciek Stuhr ciepłego, uczuciowego chłopaka, Adamczyk gra co może, byle tylko uciec od wizerunku papieża. Być może zaskakujący jest Wojciech Malajkat, który swoim natchnionym „niezmiennie urzeka mnie historia tej kolendy…” zupełnie odbiega od Malajkata, którego znałam do tej pory. Nie chodzi przecież jednak o zaskoczenia, tylko o dobrze wykonaną robotę, a co do tego nie ma zastrzeżeń.
„Listy do M.” są kinem bezpretensjonalnym, lekkim, bez ambicji na cokolwiek większego, ale też bez silenia się na dowcip i ohydności czy wulgarności współczesnych polskich komedii – patrz „Wyjazd integracyjny”. To film miły, przyjemny, przyjazny, na który może pójść do kina każdy i każdy wyjdzie z niego mniej lub bardziej zadowolony. Nie niesie ze sobą żadnej misji, nie ma głębszego przesłania, jest w klimacie świątecznym i takąż świąteczną atmosferę, lekko podniosłą, ale bardzo pozytywną, ze sobą niesie. Ten film jest klasycznym przedstawicielem komedii romantycznej.
Wielki plus dla Macieja Stuhra. Wydaje się, że połowę nastroju „Listy do M.” zawdzieczają Maciejowi. Nie podobała mi się natomiast Roma Gąsiorowska, która moim zdaniem ma ogólne problemy z wymową lub emisją głosu. Nie wiem, o co tu chodzi, ale ładnych kilka minut filmu zastanawiałam się, co jej jest. Ale może to tylko ja.
W skali od 1 do 10 daję 7 za dobrze wykonaną robotę