Do Living Room weszłam właściwie na drinka. Eleganckie miejsce przy Foksal nie kojarzyło mi się w żadnym wypadku z jedzeniem. Ale kiedy spokojnie wypijałam sobie druga lampkę, ktoś obok zamówił Tatara. Zapach rozszedł się dookoła, siła była wyższa, musiałam spróbować 😉 Wyborny.
Następnego dnia wybrałam się więc już na pełną kolację, zwłaszcza, że w okolicy był widziany Maciej Nowak, chciałam więc mieć bezpośrednie porównanie moich i jego wrażeń (liczyłam na recenzję w Wyborczej). Zaczęłam od zupy grzybowej Szefa Kuchni. Przynieśli piękny bochenek chleba, a w nim pachnąca gorąca zupa z borowików i innych grzybów. Pycha, pierwszy test zdany.
Na drugie danie chciałam zjeść lekko. Wiadomo, dieta nie sprzyja jedzeniu ciężkich mięs i zawiesistych sosów. Wybrałam Małże nowozelandzkie zapiekane z masłem czosnkowym. Wprawdzie masło nieco mnie niepokoiło, ale stwierdziłam, że zaryzykuję. Dobrze zrobiłam. Kelner podał szaloną, zupełnie szaloną kompozycję małży w muszlach z odrobiną masła czosnkowego. Całość na pokrojonych w kawałeczki pomarańczach podlana była likierem miętowym. Sok pomarańczowy zlał się kolorystycznie z miętą i powstał egzotycznie rażący w oczy zielony sos. Małże posypane były maleńkimi grzaneczkami i kawałkami pomidorów. To było prawdziwe szaleństwo smakowe i naprawdę udana kompozycja. Widać, że szef Kuchni swoje przemyślał w tej sprawie.
Do dań popijaliśmy sobie spokojnie Ventisqero Reserva Chardonnay D.O. Valle de Casablanca i siedząc w ogródku obserwowaliśmy tłumy przechodzące Nowym Światem i Foksal. Przed deserem zerwała się wichura i pora była wejść do wewnątrz. Bardzo przyjemne podziemia Living Roomu, z bardzo wygodnymi sofami do siedzenia.
Deser na mojej diecie był szaleństwem, ale cóż, chwila rozpusty. Wzięłam gorącą szarlotkę z gałką lodów. Nie była niczym mniej ale też i niczym więcej niż szarlotką z gałką lodów. Po drugim daniu, spodziewałam się jednak większych „wodotrysków” na deser.
Całość Living Roomu pozytywnie zaskakuje. Nie jest to oczywiście restauracja z wysokiej półki. Menedżer zwraca się do gości per „Wy”, a i kelnerzy pozostawiają wiele do życzenia w kwestii obsługi. Jednak te małże zdecydowanie były tego warte. Poza tym, Living Room to była raczej miła niespodzianka niż kolejne miejsce zaplanowane na kulinarną degustację. J Lubię być mile zaskakiwana.
Living Room Wellness Restaurant & Bar, ul. Fosal 18, Warszawa