Kultura
Skomentuj

Łowcy głów

Oglądam ostatnio sporo szwedzkich kryminałów. Wyszło jakoś tak, że Canal+ postanowił przypomnieć wszystkie części szwedzkiego Millenium. Wprawdzie pokazują je późną nocą, ale dziękując nowoczesnej technice za nagrywarki, udaje mi się obejrzeć. Uwielbiam ten mroczny nastrój i ludzi, którzy wyglądają jak ludzie, a nie plastikowe kukły. W ten klimat wpisał się ostatnio również jeden z filmów kinowych Łowcy głów, nakręcony na podstawie prozy Jo Nesbø.

Przyznam, że nie wiedziałam, na co idę, ale kilka bliskich osób, których gust zwykle cenię, bardzo polecało – zarówno książkę jak i film. Nie rozczarował ani przez moment. Mocno trzymający w napięciu kryminał o szybkim tempie, ciekawej fabule, świetnym tytule i fajnych charakterach.

Historia Rogera, headhuntera rekrutującego na wysokie stanowiska menedżerskie, który jest niskiego wzrostu, co rekompensje swojej długonogiej i wysokiej żonie, dużymi pieniędzmi. Nie zarabia jednak aż tak wiele, jakby wydaje mu się, że powinien, więc od czasu do czasu wykorzystując informacje zebrane w trakcie rozmów rekrutacyjnych, dopuszcza się małych kradzieży z domów swoich kandydatów. Zwykle chodzi o dzieła sztuki. Ostatecznie chce dokonać jeszcze jednego skoku na obraz tak wartościowy, by zapewnić mu emeryturę. Wtedy – jak łatwo się domyślić – rzeczy się komplikują.

W tym filmie przede wszystkim jest mocno. Krew wygląda prawdziwie, twarze bywają brzydkie, a ogolony na łyso główny bohater wygląda po prostu masakrycznie, zresztą ogólnie jest mało atrakcyjny. Intryga jest fajnie zapętlona i zmienia kierunek od czasu do czasu, co inteligentni widzowie z pewnością docenią.

Bardzo dobre kino. Oczywiście, prawa do ekranizacji książki już zostały wykupione przez Hollywood. Coś mi się wydaje, że kolejne wakacje spędzę w towarzystwie książek Jo Nesbø, bo za rok czy dwa czytali go będą wszyscy.

W skali od 1 do 10 daję 7