Usiadłam dziś na plaży w pięknym słońcu, choć wiało i piasek wdrapywał się dokładnie wszędzie. Z uśmiechem otworzyłam książkę na dziś. Marek Niedźwiecki i jego autobiografia „Nie wierzę w życie pozaradiowe”.
Najpierw przeniosłam się z autorem do jego rodzinnego Szadka, potem na chwilę do Łodzi, podróżowałam po Australii i Chicago, poznałam kilka ciekawych osób, a potem wczułam się w prowadzenie audycji radiowej. Ze zdziwieniem zauważyłam po dwóch godzinach, że bez odrywania się przeczytałam całość. Równie mocno mnie zdziwiła ilość piasku, którą na sobie zgromadziłam.
Marek Niedźwiecki ma szczególną rolę w moim życiu. Spędziłam z nim wiele sobotnich i piątkowych wieczorów, skrzętnie zapisując przez wiele lat kolejne notowania listy przebojów. Nie jestem w tym zapewne odosobniona. Przez wiele lat radiowa Trójka kształtowała gusty muzyczne milionów Polaków. Mam do Niedźwieckiego stosunek nabożny. Uwielbiam go bezwzględnie. Bardzo chciałam przeczytać tę autobiografię, bardzo się cieszę, że to w końcu nastąpiło.
Jest to jedna z krótszych i bardziej zdystansowanych autobiografii, jakie przeczytałam. Nie ma tu chwalenia się, wywyższania, twardych danych o przewadze jednej listy przebojów nad inną. Nie ma poczucia misji i realizowania jej. Jest wielka skromność, wielka samotność, wielka tajemnica.
Marek Niedźwiecki opowiada swoją historię bardzo oszczędnie. Jeśli ktoś jest uważnym słuchaczem jego audycji, większość szczegółów już zna. Dodaje kilka dykteryjek, np. przyznaje się oficjalnie do wieloletniej miłości do… Haliny Frąckowiak. Jednak z tej książki bije przede wszystkim obraz osoby samotnej z wyboru, choć – jak wyznaje „Kiedyś myślałem, że to ja wybrałem samotność. Teraz podejrzewam, że to samotność wybrała mnie, a ja z czasem ją polubiłem.”
Bardzo to piękna historia, bardzo też smutna. Myślę, że Niedźwiecki pokazał w tej autobiografii dokładnie tyle, ile chciał, czyli niezbyt wiele. Kilka chronologicznych szczegółów, kilka faktów, parę osób i podróży, sporo zdjęć. Prawdziwego siebie pokazał w drobnym tylko fragmencie. I ma do tego pełne prawo. Nie każdy jest emocjonalnym ekshibicjonistą. Myślę, że warto to docenić w czasach Pudelka i telewizji śniadaniowej.
Po więcej opisów wrażeń kulinarno-kulturalnych zapraszam na Fanpage Frobloga na Facebooku.