Zauważyłam taką zależność – jeśli mówię znajomym, że czytam książkę Ruth Reichl – nie wiedzą o kim mówię, jeśli natomiast dodaję, że chodzi o recenzentkę kulinarną, która przebierała się, żeby pisać obiektywne recenzje, kojarzą natychmiast.
‘Garlic and Sapphires’ jest taką sobie książką, nie zachwyca, a może nawet rozczarowuje. Pewnie spodziewałam się jednak innego rodzaju prozy.Sądziłam, że autorka wejdzie w obszary solidnego food writingu, że przedstawi szczegóły pisania profesjonalnych recenzji kulinarnych. Oczywiście, nie spodziewałam się podręcznika, ale wyobrażałam sobie, że książka ta będzie zawierała sporo odniesień i refleksji z tego obszaru. Nie ma tego.
Mamy za to do czynienia z bardzo lekką wakacyjną lekturą, opisującą lekkie i zabawne historie z życia pani krytyk prowadzącej kolumnę kulinarną w New York Times. Pewnie to bardziej chwytliwa historia, niż ta, której się spodziewałam. Na pewno lepiej się sprzedała. Jest lekka jak ‘Diabeł ubiera się u Prady’. Moim zdaniem, nie ma jednak tego uroku.
Poznajemy Ruth Reichl, kiedy dostaje pracę w prestiżowym NYT i przenosi się z Los Angeles do Nowego Jorku. Szybko się orientuje, że jej pomysł na pisanie recenzji jest całkowicie odmienny od jej poprzednika i buduje na tym swoją siłę. On pisał wyłącznie dla tych, którzy po restauracjach chodzą, ona także dla znacznie większej grupy: tych, którzy nigdy się tam nie wybiorą. W pewnym momencie dochodzi do wniosku, że jej rozpoznawalność jest największym wrogiem obiektywnej recenzji, zaczyna się więc przebierać korzystając z pomocy zawodowej charakteryzatorki. Przebrana za starszą panią, czy po prostu inną osobę, jest wielokrotnie inaczej traktowana, nawet (a może zwłaszcza) w najlepszych i najdroższych restauracjach Nowego Jorku. W recenzjach bezlitośnie odbiera im za to gwiazdki.
Historia jest, jaka jest. To książka z kategorii „lekka, łatwa i przyjemna”. Jedna rzecz bije jednak po oczach. Recenzentce szanującego się NYT zależało na tym, żeby nie być rozpoznanym w restauracji. Zależało bardzo. Uważała to za obowiązek profesjonalisty. „You know what it’s like when I’m not in disguise: the steaks get bigger, the food comes faster, and the seats become more comfortable.” Smutny uśmiech wywołały we mnie te słowa. Na rynku naszych warszawskich mediów, recenzje kulinarne pisze już tylko jeden krytyk, znakomicie rozpoznawalny przez całą Stolicę. Na pytanie o obiektywizm tych wypowiedzi odpowiedzcie sobie sami.
Ruth Rechl ‘Garlic and Sapphires’. W wersji polskiej tytuł brzmi „Czosnek i szafiry czyli sekretne życie krytyka w przebraniu”.
Po więcej opisów wrażeń i informacji kulinarno-kulturalnych zapraszam na Fanpage Frobloga na Facebooku.