Kultura
Skomentuj

Mario Vargas Llosa Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki

Poniższe dwie notki napisałam dawno temu na innym blogu. Jego już nie ma, a Llosa właśnie dostał Nobla. Przypomniała mi o nich Pusta Literatka. Publikuję je tutaj, żeby mieć pod ręką i podzielić się swoim zdaniem o tej genialnej prozie z czytelnikami tego bloga.

Szelmostwa /26.09.2007/

Szczerze się przyznam, że trochę nie mam ochoty pisać. Nie mam ochoty pisać, bo mam ochotę czytać. Stało się ze mną tak, jak już dawno nie było. Zaczytałam się totalnie. Nie pamiętam już kiedy ostatnio tak bardzo. Kiedy pisałam o Houellebecqu, że czas go zacząć, tak naprawdę muszę przyznać, że nie było czasu go skończyć. Dzisiaj patrzę na przeczytane do 300. strony „cząstki elementarne” z poczuciem winy. Wiem, że powinnam je skończyć. Ale nie mam ciągu na tę książkę, nie rzucam się na nią, nie myślę o niej w ciągu dnia, nie zastanawiam się co się stanie i nie bardzo mnie to obchodzi. Dlatego leży porzucona na stole. Oczywiście, że ją skończę, ale bardziej z poczucia obowiązku niż z prawdziwej pasji. Tym razem jest inaczej. „Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki” są absolutnie fascynujące. To jest literatura, o którą mi chodzi w życiu. Mario Vargas Llosa po raz kolejny pokazuje jak się pisze książki. Tworzy klimat, tworzy historię, od której nie sposób się odrywać.

Ilekroć czytam jakąś książkę – znakomitą przedstawicielkę iberoamerykańskiej literatury – zawsze odczuwam tę samą sprzeczność. Z jednej strony chcę już iść dalej, czytać, wiedzieć co się dzieje, galopować do przodu. Z drugiej strony jednak, chcę spowolnić to czytanie. Chcę jak najdłużej przebywać w klimacie tej książki, bo wiem, że na następną przyjdzie mi długo poczekać. Chcę się w nią wczuć, zapominając o wszystkim innym. I chcę w tej nowej, książkowej rzeczywistości poprzebywać jak najdłużej.

Dlatego napisałam tę notkę, żeby nie przyspieszać zakończenia czytania. Dlatego będę robić jeszcze różne inne rzeczy zanim pozwolę sobie na kolejne 50 stron. Dlatego sobie dozuję. Jak pyszną czekoladę (z chilli), jak wieczorną lampkę wina, czy jak inne największe przyjemności, z którymi nie można przesadzić, żeby nie znormalniały.

O szelmostwach raz jeszcze /1.10.2007/

Pozwolę sobie napisać jeszcze tę jedną – tym razem podsumowującą notkę o „Szelmostwach niegrzecznej dziewczynki”. Wczoraj skończyłam. Z wypiekami. Z żałością, że tak szybko, choć przecież sobie dozowałam. Jedną rzecz powiem na koniec – jeśli czytać to właśnie takie książki. Jeśli czytać to tak.

Bez wytchnienia, bo nawet kiedy odkładałam tę książkę, ciągle o niej myślałam. Mocniejsze sceny przypominałam sobie w ciągu dnia, a najmocniejsze śniły mi się w nocy. Zastanawiałam się jak to możliwe. Ta książka tak właśnie narzuca swój styl, tak wchodzi w głowę i w niej pozostaje. Jest tak mocna, jak dobra stara whisky.

To w sumie tylko historia miłosna. Ale historia miłosna, która nadaje sens całemu życiu. Historia miłosna, której nie da się przerwać, nie da się zarzucić, nie da się o niej zapomnieć. To jest opis miłości, która jest silniejsza niż wszystko i wszystko rujnuje.

Ale to jest też taki sam tryb prowadzenia narracji – silniejszy niż wszystko. Można się w tej książce tak zatracić, że zapomnieć o wszystkim. Można o niczym innym nie myśleć. Powtórzę – jeśli czytać to właśnie takie książki.