Nie obawiajcie się czytelnicy mojego bloga. Jeśli mnie tu nie ma przez jakiś czas, jestem bardzo zajęta zbieraniem wrażeń, które potem tutaj opiszę. Wszak idea tego bloga nie polega na siedzeniu w domu i pisaniu, a wręcz przeciwnie, na degustowaniu, testowaniu, oglądaniu, odczuwaniu, słuchaniu, itd. Na to wszystko trzeba mieć trochę czasu. Na dzisiaj mam co pisać, a faktycznie nie było mnie chwilę.
Na pierwszy ogień po tej przerwie pójdzie moje niedawne odkrycie kulinarne – hiszpańska restauracja La Iberica. Strasznie niedoreprezentowana jest kuchnia hiszpańska w Warszawie. Dramatyczny brak dobrych hiszpańskich miejsc, czego naprawdę nie rozumiem, jako że ta kuchnia nie wydaje się niemożliwa, czy piekielnie trudna. Być może nieco uzależniona jest od klimatu, ale czy grecka nie jest? A przecież dobrych greckich przedstawicieli mamy już na mapie Warszawy.
La Iberica znajduje się na końcu świata. Przynajmniej z mojego punktu widzenia. Marysin Wawerski. Ale wierzcie mi, że wycieczka tam się opłaca. Miejsce ma klimat i pyszną kuchnię. Jest prawdziwym kawałkiem Hiszpanii. Prawdziwym. Momentami do bólu.
Zaczynamy od Tapas calientes (degustación) para 2 personas czyli Talerz gorących przekąsek „tapas” dla 2 osób. Zawiera różne cuda, ale między innymi warzywa zapiekane w piecu z kozim serem, opiekane ziemniaczki, papryczki nadziewane pastą dorszową, czy kiełbaski “chorizo” w czerwonym winie. Świetne. Oczywiście niektóre smakowały mi bardziej, niektóre nieco mniej, ale ogólnie jest to bardzo dobry wybór i sporo jedzenia w dobrej cenie na 2 osoby.
Potem danie popisowe czyli Paella de marisco con gambas, calamares, mejillones y sepia – Paellla z owocami morza (krewetki, kalmary, małże i kałamarnica). Od razu Wam powiem, że paellą zachwycam się nieczęsto. Zwykle to po prostu ryż i mnóstwo rzeczy z wczorajszego dnia. Hiszpanie wprawdzie potrafią ją dobrze przyprawić, ale naprawdę zdarza się rzadko, żeby im się chciało. Hiszpanom w La Iberica się chce. Ryż ma smak pysznego lekko kleistego risotto pomidorowego, a owoce morza to nie jakieś maleńkie mrożone krewetki koktajlowe, tylko potężne kawały gambas znane bardziej z wycieczek do Andaluzji niż okolicznych popisów gastronomicznych. Boska ta paella. Kalmary nie są gumowe. Proszę państwa – odkrycie. Ktoś w Warszawie potrafi zrobić nie-gumowe kalmary. Wstańmy i krzyknijmy razem „SUKCES”.
Obsługa lokalu – kelner i szef kuchni – są dość specyficzni. Szef Hiszpan chodzi po sali i pyta gości czy wszystko OK., co bardzo doceniam, bo nic mnie bardziej nie irytuje niż schowany w kuchni, nie wyścibiający z jej zakamarków nosa szef kuchni, najczęściej jeszcze niepodpisany w menu z imienia i nazwiska. Zawsze kojarzy mi się wtedy, że on po prostu się wstydzi tego, co podaje. Każdy zadowolony Szef Kuchni powinien wyjść czasem na salę i wziąć odpowiedzialność za to, co robi. To moje zdanie. Tutaj tak jest.
Kelner natomiast to nieco inna sprawa. Nie naleje Wam wina tak, jak powinien. Nie da Wam stestować najpierw czy butelka jest może korkowa czy wino, nie skwaśniało. Myślę, że nie wie, że tak powinno się robić. Na sugerujące pytanie, czy jest pewien, że to wino jest dobre, odpowiada zupełnie bez zrozumienia sugestii, że dobre jest na pewno, bo lokal zamawia tylko najlepsze 😉
Ale te drobne wpadki nadają La Iberica uroku. Potwierdzają prawdziwość tego miejsca. Na deser pochłaniam jeszcze bardzo dobry Domowy sernik na zimno. I już wiem, że Pan Nowak czasem się nie myli. Czasami zdarza mu się polecić jakieś miejsce, które faktycznie godne jest polecenia, które faktycznie zostawia po sobie ślad w pamięci. Polecam bardzo!
Restauracja La Iberica, ul. Płowiecka 35 (róg Nowowiśniowej), Warszawa