MOMU.gastrobar powstał w maju tego roku. Trzy najważniejsze elementy definiujące to miejsce to: lokalizacja, pomysł na kuchnię i pomysł na bar. O tych i wielu innych pomysłach tworzących gastrobar rozmawialiśmy z właścicielem i współtwórcami MOMU w trakcie wieczoru zorganizowanego dla dziennikarzy i blogerów.
Pomysł na nazwę
MOMU najpierw miało być Modestem. Jeszcze w trakcie imprezy zapowiadającej otwarcie lokal nosił nazwę Modest. Modest wprawdzie był skrótem od Modern Man, ale ponieważ kilka tygodni wcześniej pierwszą gwiazdkę Michelin dostało Atelier Amaro, wszyscy kojarzyli tę nazwę wyłącznie z właścicielem Atelier. Trzeba więc było sprawdzić inne opcje. Przed wojną na Wierzbowej, w dzisiejszej lokalizacji MOMU, mieściła się Muza. Pomysł na nazwę zaczął więc obracać się w tych okolicach. Muza, Modern Muza, a może skrót? I tak powstało MOMU. „Dobrze się kojarzy, bo mmmm… i mniammmm to też słowa zaczynające się na m” – dodaje współwłaściciel lokalu Maciej Żakowski.
Miejsce oscyluje w obrębie idei upgrade’owania streetfoodu. Chodzi o dopracowywanie klasycznych, pozornie prostych potraw z wykorzystaniem najwyższej jakości produktów. Jedzenie tu ma być łatwe i przyjemne, ale na najwyższym poziomie. No i zdrowe. „Bakłażan zmniejsza poziom cholesterolu w organizmie, pietruszka z tabbouleh to samo zdrowie, podobnie granat, którym zakwaszamy hummus – walczy z nowotworami” – wyjaśnia Maciej Piotrowski, szef kuchni MOMU.
Pomysł na twist
„Skoro już wiedzieliśmy, że ma być streetfood i comfort food z fajnym twistem, to zaczęło się kombinowanie, kto nam do tego comfort foodu zrobi twist. Sami wymyśliliśmy pizzę i kanapkę z żółtym serem, na więcej nie było czasu.” – opowiada Żakowski. I tak pojawił się w MOMU Tadeusz Muller, food designer. Wychował się w kuchni, pracował w niej od dziecka. Bardzo długo mieszkał w Hiszpanii. Pod Madrytem ma jaskinię mieszkalną z VIII wieku. Na tej prawdziwej wsi hiszpańskiej spędza wolny czas i gotuje. W MOMU odpowiada za współtworzenie menu.
Pomysł na rozdział
Menu MOMU zmienia się co sześć tygodni. Pierwsze nazwano Chapter 1, potem były kolejne rozdziały. Teraz mamy trzeci, właściciele już jednak wiedzą, że zmiany nie będą następowały tak często jak dotąd. W karcie MOMU znajdziemy śniadania serwowane całą dobę, mezze (przekąski), zupy i sałaty. „Ulegliśmy burgerom” – mówi Żakowski – „goście nas o nie męczyli. Na Facebooku pisali, że to skandal, że nie ma ich w menu. Okazało się, że w okolicy brakuje burger baru. Jakaś luka hamburgerowa!” W karcie znajdziemy więc burgera King o Jordan z falaflem, Mediterraneo z wołowiną i hummusem, Bikini Vege z ciecierzycy i inne. Ważnym fragmentem trzeciego rozdziału są pizze.
Pomysł na dzielnicowe MO’pizze
Ciasto na pizze przygotowuje się tu z najczystszej francuskiej mąki. MO’pizze to hołd oddany wybranym dzielnicom, podróżom, wakacyjnym wspomnieniom. Pizze przyjmują nazwy dzielnic i najbardziej charakterystyczne dla nich produkty. Włoska TRASTEVERE ma tagliatę z wołowiny, parmezan, karczochy, bazylię, cebulki balsamico i tarty chrzan, francuska CHAMONIX to camembert, pieczone winogrona, pancetta, rukola i pistacje, a na londyńskiej CAMDEN znajdziemy cheddar, pork belly, cebulki w Guinness’ie i roszponki.
Pomysł na lunch
MOMU powstało w długi weekend majowy, od tego czasu serwuje codziennie inny lunch. Twórcy miejsca uważają, że wypromowanie go jako lunchowni, było dużym osiągnięciem. Dookoła jest sporo biurowców, słynny Metropolitan, no i teatr. Grupa docelowa więc jest. Lunche kosztują tu 19-25zł. Jeśli o 11tej nie ma informacji na fanpage’u o propozycji na lunch, robi się piekło.
Pomysł na szefa kuchni, który to wszystko ogarnie
Maciej Piotrowski, szef kuchni MOMU pracował w Hotelu Bristol z Kurtem Schellerem. Długo współpracował ze znanym warszawskim restauratorem Arturem Jarczyńskim, otwierał sześć z siedmiu jego lokali. Wiele lat spędził na statkach jako kucharz pokładowy, z podróży tych powybierał sobie smaczki świata, niektóre z nich wprowadza teraz do menu MOMU. Był osobistym kucharzem Stevena Spielberga podczas jego pracy nad ‘Listą Schindlera’ w Krakowie. Mocną stroną szefa kuchni MOMU jest świetna organizacja kuchni. Wspólnie z Tadeuszem Mullerem tworzy dania gastrobaru.
Pomysł na bar
Drinki miały tu być od początku inne niż wszędzie. Garnisze i wykończenia nie są więc pucharkowe, pozbawione są też przesady, którą określa się tu mianem „orbisowski styl”. Klasyczne Mojito podawane na rumie z miętą w MOMU dostaje drugą twarz, serwowane jest tu na koniaku z bazylią. Drinki są świeże, ciekawe, mają dużo owoców i warzyw, częstymi składnikami są chilli i zioła – oregano, rozmaryn, koperek.
Pomysł na zwrot z inwestycji
Właściciele MOMU podkreślają, że zależy im, by mieć ‘fun’. Kreatywność, inspiracje, pomysły i satysfakcja z własnej pracy są ważne. Nie ma jednak wątpliwości, że biznes musi na siebie zarobić. Cel jest wyśrubowany, czas zwrotu z inwestycji ma być ograniczony do roku-dwóch. Sposobem mają być ceny utrzymane w ryzach i stawianie na duży obrót. Liczy się więc ilość gości. „Jesień będzie prawdziwym testem. Lato nad Wisłą się skończyło, kilkanaście tysięcy imprezujących tam gości przeniesie się w inne miejsca. Zapraszamy do MOMU” – mówi Maciej Żakowski.
MOMU.gastrobar, ul. Wierzbowa 11, Warszawa, tel. 506 100 001
Po więcej zdjęć z MOMU zapraszam na fanpage Frobloga na Facebooku.
Froblog.pl dziękuje MOMU.gastrobar za zaproszenie na kolację.