Cudowny, klimatyczny, zabawny, piękny film. Ze znakomitymi rolami głównych aktorów. Para szczęśliwych ludzi, którzy jeżdżąc po Ameryce odwiedzają swoich znajomych, od każdego się czegoś ucząc. Całość spuentowana odkrywczą myślą i finałem na miarę tego znakomitego dzieła.
Jeśli jeszcze nie wyczuliście sarkazmu w tym, co napisałam, to powiem to otwarcie – taki film, jak opisałam powyżej, MIAŁ wyjść. Natomiast wyszedł gniot.
Dwójka nikomu nie znanych aktorów w średnich rolach. Ich dowcipy zupełnie nie są zabawne. Kolejne odwiedzane przez nich osoby są totalnie przerysowane. Jedyną interesującą postać stwarza Maggie Gyllenhaal, reszta … kompletnie bezsensowna. Na dodatek, „odkrywcza” puenta na koniec – wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.
Co się stało Samowi Mendesowi, że przestał robić warte oglądania, ważne filmy? Faktem jest, że to pierwsza (chyba) jego próba filmu o ludziach szczęśliwych, ale jeśli tak mają oni wyglądać … Panie Mendes, niech Pan wraca do opowieści o ludziach nieszczęśliwych. Były naprawdę dobre.
W skali od 1 do 10 daję 4 – za duże rozczarowanie