Jestem o 10 lat młodsza po koncercie Poluzjantów w Palladium. Czuję się jak z czasów ich pierwszej, zwanej też przedostatnią, płyty. Wychodzi na salę 6 muzyków i publiczność szaleje. Kto ich w ogóle zna? Kto ich słyszał? Kto ich słucha? No jak się okazuje przynajmniej tyle ludzi, by koncert trzeba było przenieść ze zbyt małych Hybryd obok do Palladium. Choć oczywiście nie posłuchacie ich w głównych nurtach radiowych, o telewizyjnych nie wspominając.
Może nie jest to więc najpopularniejszy zespół na świecie, ale fanów ma niezwykłych. Publiczność na piątkę. Publiczność aktywnie biorąca udział, publiczność, która wie, kiedy co trzeba zrobić, co zaśpiewać, jak bić brawo, jak tańczyć, jak nawiązać dialog z wokalistą i jak bić brawo i piszczeć tak, żeby zespół dał 4 bisy i „czuł się jak Lady Pank”. 🙂
Jeszcze jeden akapit poza-muzyczny. Świetne nagłośnienie. Palladium i ekipa nagłośnieniowa naprawdę znakomicie sobie poradziła. Słychać było nie tylko wszystko to, co śpiewał Kuba Badach, ale i każdy dźwięk klawiszy czy gitary.
I teraz już tylko o nich. Dlaczego nie mogli się przez 10 lat zebrać, żeby nagrać drugą płytę? Nie wiem, ale sądzę, że dlatego, iż są tak rozchwytywanymi muzykami sesyjnymi, że po prostu nie muszą robić niczego swojego. Wyjęcie z tras koncertowych najpopularniejszych polskich wokalistów i wokalistek tej szóstki to niezwykły ubytek muzyczny i pewnie dlatego wcale nie jest prosto im się spotkać.
A teraz już będzie tylko o Kubie Badachu, bo i tak cud, że powstrzymałam się przez 4 akapity. No nie ma dwóch zdań, facet jest genialny. Wychodzi w T-shircie, zaczyna żartować, zdumiony nieco tłumem i energią publiczności, rozkręca się powoli, ale skutecznie. Śmieje się, że to już popularność jak Lady Pank i potem nawiązuje jeszcze do tego kilkakrotnie. Jest świetnym prowadzącym – dowcipne zapowiedzi, dystans do samego siebie i chyba jeszcze skromność … no naprawdę tak to wygląda.
Jest genialnym wokalistą. Moim zdaniem nikt w Polsce w tej chwili nie śpiewa tak, jak on. I naprawdę nie mówię o takich podstawach jak zero „krzywych” dźwięków przez 2 godziny koncertu, ale o pięknym frazowaniu, absolutnie jazzowym, o fantastycznym balansowaniu pomiędzy normalnym a falsetowym rejestrem głosu, o improwizacjach, o świetnym opanowaniu dynamiki, o nieskończonych prawie możliwościach podkręcania atmosfery i pięknej, zdecydowanie jazzowej barwie głosu. Kuba Badach to nie jest kukiełkowy wokalista, który stoi z przodu i ma robić „szoł”, to jest lider, prowadzący resztę zespołu przez kolejne kawałki. Jest też autorem muzyki większości utworów.
Muzyka Poluzjantów jest jakimś przejawem nurtu, który w Polsce oficjalnie nie istnieje, a ich grono wiernych fanów dowodzi, jak bardzo taka muzyka się podoba. To są ładne piosenki, z niegłupimi tekstami, świetnie zaaranżowane, z ciekawymi rozwiązaniami muzycznymi, przejściami w inne tonacje, zmianami rytmu. Panowie bawią się swoją grą. A to zrobią cytat z Roberta Palmera „Mercy mercy me”, a to z Perfectu „Chciałbym być sobą”, a to zmienią sobie rytm tak, żeby perkusja, bas i klawisze grały jakby pod prąd (swoją drogą, fajnie byłoby, żeby mi ktoś ze znawców powiedział jak to się nazywa). Łatwość, z którą poruszają się po najtrudniejszych obszarach muzycznych, jest imponująca.
I myślę, że za ten luz właśnie uwielbia ich publiczność. Całkowicie ich publiczność. Znająca pierwszą płytę na pamięć od 10 lat, utwory promujące drugą płytę też. No ok, nie znamy jeszcze na pamięć tych z nowej Drugiej Płyty, ale ona jest przecież w sklepach dopiero od 3 dni. Dajcie nam chwilę panowie. I wracajcie na koncerty do Warszawy jak najszybciej to możliwe.
PS. I jeszcze jedno. W jednym z utworów, Kuba wyskoczył z telefonem komórkowym nagrywając reakcję publiczności, zaprosił też wszystkich do nagrywania i umieszczania tego na Youtube. Sala podniosła do góry swoje telefony. Jeśli więc chcecie poczuć choć odrobinę klimatu tego koncertu, szukajcie na Youtube.
PS2. Na jednym z portali, przeczytałam czas jakiś temu o randce Kuby z Olą Kwaśniewską. News pewnie wyssany z palca, jak większość, ale chciałabym wierzyć, że nie ma nic wspólnego z promocją ani tej ani solowej (z utworami Andrzeja Zauchy) płyty Kuby. „NIE IDŹCIE TĄ DROGĄ!” Please!