Poluzjanci akustycznie w Bajce
Moja fascynacja Poluzjantami trwa od lat. Słuchałam ich w czasach, kiedy naprawdę nikt poza słynnym Piątym Wydziałem – Jazzu i Muzyki Rozrywkowej katowickiej Akademii Muzycznej – nie wiedział o ich istnieniu. Słuchałam potem na świnoujskiej FAMIE, już obeznana z niektórymi kawałkami, słuchałam ich pierwszej płyty wydanej z 10 lat temu i potem tej drugiej, wydanej 2 lata temu. Byłam na koncercie w Palladium, kiedy zaczynali grać utwory z drugiej płyty i teraz na tym, akustycznym. Ich muzyka ma w sobie coś uskrzydlającego. Dlatego początek koncertu uważam za dość rozczarowujący. Kompozycje z obydwu płyt przearanżowane na wykonania akustyczne jakoś nie miały lekkości. Rytmy wszystkie jakby przyciężkie, zwykle istotnie wolniejsze od orygninalnych. Wiem, że miało być kameralnie, ale przykładowo „Doskonale” zabrzmiało w tym wolnym tempie, jakby bylo zagrane na zwolnionych obrotach – ani się tego nie dało śpiewać, ani do tego skakać, może lekko tylko bujać. Podobnie z „Lalala” – początek zagrany w starym szybkim tempie i nagle wszystko siada. Nie pomogły różne zabawy rytmiczne, nieparzyste rytmy, bosa novy i inne. Nie do końca jestem pewna, czy …