Lubię chodzić po prąd. Nigdy nie bawiły mnie ani skrótowe ani wytarte ścieżki. Wybieram swoje drogi i dość trudno mnie z nich zawrócić. Dlatego też lubię miejsca, które robią podobnie. Doceniam je, bo wiem, że nie jest to łatwe zadanie. Jednocześnie to sposób na wyróżnienie się w tłumie. Nie ma co ukrywać, w Warszawie powstaje mnóstwo nowych miejsc. Wiele z nich nie wytrzymuje pierwszego roku, najsłabsze odchodzą w ciszy po kilku miesiącach. Dlatego przyglądając się z zainteresowaniem fali otwarć lokali wegetariańskich, a nawet wegańskich, najbardziej moją uwagę przykuła Porkownia. Miejsce, które ma odwagę skupić się na wieprzowinie w czasach, kiedy zdecydowanie jest ona poza trendem.
Porkownia jest o tyle ciekawa, że powstała w miejscu totalnie mainstreamowym. Na Pięknej mieściło się kiedyś Jazz Bistro, potem przeszło lekki rebranding i nazwało Bistro Piękna, ale jedzenie było tu od zawsze takie samo. Jakieś makarony, sałatki, dość długa karta idealnie schlebiająca najbardziej popularnym gustom. Słowem nic dla mnie. Kiedy usłyszałam, że szef kuchni poprzedniego lokalu pozostał i gotuje teraz w Porkowni, nie miałam szczególnie dużej nadziei, ale potem zobaczyłam kilka prezentacji dań… no i już było oczywiste, że muszę się tam wybrać.
Wnętrze nieco się tu zmieniło. Jest z pewnością cieplej, na szczęście zrezygnowano upiornego sztucznego kominka, który lekko straszył w Bistro Piękna. Na stolikach znajdziemy papierowe podkładki z widocznym podziałem świnki na szynkę, boczek, golonkę, łopatkę, schab, polędwicę i nóżkę. Podobne z podziałem krowy widoczne są w popularnych ostatnio stekowniach. Menu Porkowni nie ogranicza się do wieprzowiny, zjemy tu także inne propozycje – inne mięsa, ryby, a nawet dania wege. Główny temat restauracji jest jednak łatwo rozpoznawalny. Już do pieczywa dostaniemy tu zamiast masła rodzaj domowej wieprzowej mielonki, który uprzyjemnia oczekiwanie na zamówione dania.
Mój starter Ozorek / mango / burak (24zł) to oczywiście danie nie dla wszystkich. Wieprzowego ozorka wprawdzie nie uwidoczniono na rozkładówce świni, ale powszechnie wiadomo, że to piąta ćwiartka i nie wszyscy za nią przepadają. Ja akurat przepadam, zwłaszcza w dobrym wydaniu, a tutejsze jest przednie. Po pierwsze całość naprawdę atrakcyjnie się prezentuje, po drugie bardzo dobrze jest skomponowana. Do różowych smacznych plastrów ozorka podano mus chrzanowy z mango, galaretkę z buraka, ziemniaczane chipsy, sałatę z przyjemnym rześkim dressingiem i kwiaty begonii. Danie zbudowane jest na pierwotnym skojarzeniu ozorka z chrzanem, ale wzbogacenie go dodatkowymi elementami owocowo-warzywno-kwiatowymi, jest naprawdę niezwykle udane.
Trudno mi się powstrzymać przed skosztowaniem również przystawki mojego towarzysza wieczoru, który nie zaczyna od wieprzowiny. Troć / estragon / jabłko (31zł) to wędzona troć podana na oliwie estragonowej z sosem holenderskim, żółtkiem confit w kompresowanym ogórku, arbuzem z kwiatami mięty i musem jabłkowym. Na mój gust jest tu już za dużo elementów na talerzu, ale troć jest genialna, najlepiej robi jej mus jabłkowy i oliwa estragonowa. Sos holenderski zamknięty w chrupkiej kulce też mi się podoba, resztę bym z tego talerza usunęła, ale sama ryba była świetna.
Przy głównych robi się jeszcze ciekawiej. Dzik / Topinambur / Marmite (55zł) to wprawdzie nie wieprzowina, ale widziałam go wcześniej na zdjęciach i najzwyczajniej nie mogłam się oprzeć. Mięso dzika jest idealnie różowe i soczyste, otoczone liśćmi botwinki, która pewnie pozwoliła mu zachować więcej soku. Puree z topinamburu wprawdzie nie powala, ale już lody o smaku marmite posypane pistacjami (marmite to ciemnobrązowa pasta przypominająca w smaku sos sojowy, jest produktem ubocznym warzenia piwa) zdecydowanie znakomicie tu pasują i wprowadzają ciekawy smak oraz zabawę temperaturą. Danie ponownie pięknie się prezentuje i świetnie smakuje.
Wieprzowe danie główne Golonka / Figa / Kapusta w niczym nie ustępuje wybitnej dziczyźnie. Malutka golonka ze świni Hohenlohe podana jest z trzema kolorowymi smakowymi musztardami oraz bardzo udanym towarzystwem puree chrzanowego i słodkich fig. Golonka jest różowa, soczysta i genialnie smaczna, a jej lekko chrupka tłusta skórka przyprawia mnie o… gęsią skórkę.
W deserach szału nie ma, ale Czekolada / Karmel to bardzo przyjemne brownie z lodami karmelowymi. Nieco bawią mnie wzorki na talerzu, ale ponieważ piję też koktajl gruszkowy jest mi coraz zabawniej i choć na trzeźwo czepiałabym się tych neonowych dekoracji, tym razem kompletnie z nimi nie dyskutuję. Nie jest to deser wybitny, ale jest bardzo przyzwoity, zwłaszcza smakuje mi bardzo świeże, mokre wręcz brownie.
Porkownia podoba mi się bardzo. Bardzo. Nie tylko zresztą ja jestem zadowolona. Mój kolega upomina się wręcz o wpis na ten temat i podkreśla, że rozumie mój chroniczny brak czasu, ale takie jedzenie nie powinno przejść bez opisu. Zgadzam się. Nie powinno. Porkownia prezentuje bardzo dobrą kuchnię, pięknie zaprezentowaną i ciekawą, ale przede wszystkim smaczną. Niektórych dań nie powstydziłaby się niejedna restauracja typu fine dining, a miejsce to jest raczej bezpretensjonalne i nie straszy ani białymi obrusami ani sztywną obsługą. Z dużym zainteresowaniem będę się rozwojowi Porkowni przyglądać, z radością tu wrócę i zmonitoruję postępy.
Porkownia, ul. Piękna 20, Warszawa, tel. 22 627 41 51
Po więcej zdjęć Porkowni zapraszam na fanpage, Google+ i Instagram Frobloga. Zachęcam też do prenumerowania newslettera Frobloga. Co tydzień w piątek wysyłam podsumowanie moich relacji. Wystarczy podać swój adres e-mailowy tutaj: