Polska, Restauracje, Śródmieście
Skomentuj

Powrót Na Zielną

Już kiedyś tam byliśmy i pierwsze pozytywne opinie miały miejsce również na tym  blogu, jednak minął pewien czasi dobrze było sprawdzić, jak radzi sobie restauracja Na Zielnej. Zwłaszcza, że restauracja-poprzedniczka tego miejsca nie przetrwała. Wnętrza jak zwykle piękne, kuszą dodatkowe atrakcje w postaci delikatesów i niedzielnych zajęć z gotowania dla dzieci. Jak radzi sobie kuchnia? Testowaliśmy w niedzielę, co dla większości restauracji jest testem trudnym.  

Na początek – danie nie dla każdego – Grasica duszona z borowikami podana na szparagach z groszkiem cukrowym i sosem śmietanowo- rozmarynowym. Niebiańska. Jeśli ktoś lubi idealnie rozpływające się, mięciutkie mięso grasicy, towarzystwo borowików będzie mu się komponowało znakomicie. To danie wybitne. Jadłam też nie tak dawno genialną Grasicę na kurkach w Bistro de Paris Michela Morana, cieszy mnie więc bardzo, że grasica wraca do łask, można ją znaleźć w coraz większej liczbie miejsc. Do tej pory, mam wrażenie, że bywała wyłącznie w Piątej Ćwiartce, miejscu poświęconemu podrobom. Polecam każdemu, kto ma ochotę na nowe kulinarne doznania. Ta grasica jest dowodem, że kucharz Na Zielnej naprawdę wie, co robi.

Przy daniu głównym nie spuszczam z tonu – wybieram Comber jagnięcy na pęczaku z pietruszką, podany z pieczonym burakiem i serem kozim z sosem majerankowym. Comber jagnięcy można wybrać tylko tam, gdzie ma się zaufanie do szefa kuchni. Nie ryzykowałabym go nigdzie, gdzie choć przez moment wątpiłabym w umiejętności szefa. Na Zielnej można w niego celować w ciemno. To danie powoduje mruczenie z zadowolenia, każdy jego fragment jest absolutnie całkowicie wybitny. Muszę przyznać jednak, że buraki zapieczone z kozim serem, które pewnie zrobiłiby na mnie totalne wrażenie w wielu sytuacjach, tutaj uchodzą niezauważone – główna gwiazda comber jest bowiem tak dominująca, że przyćmiewa swoim blaskiem każde, choćby najbardziej wyborowe towarzystwo.

Po takich podbojach kulinarnych, na deser nie starczyło nam juz ani siły, ani też – przyznaję – nic nas w karcie deserów nie zainteresowało aż tak, by skłonić do pochłonięcia dodatkowych kalorii. Wieczorowi towarzyszył pyszny, już kiedyś próbowany Gewurztraminer Jean Trimbach 2007. Na Zielną z pewnością będziemy wracać. Szef kuchni znakomicie wie, co robi.

Na Zielnej, ul. Zielna 37, Warszawa