Obiecaliśmy sobie kiedyś, w czasach, kiedy R20 nie miało jeszcze licencji na alkohol, że tu wrócimy. Dobrze się zapowiadało, trzeba było sprawdzić postęp. Myślę jednak, że nie spodziewaliśmy się tego, co tu zastaliśmy. Wierzyliśmy, że będzie dobrze, ale rzeczywistość przekroczyła nasze wyobrażenia.
Karta pisana jest ręcznie, co sugeruje, że dość często jest zmieniana, potwierdza to kelner – ponoć przynajmniej raz na dwa miesiące. Faktycznie, po daniach, które jadłam tu ostatnio (no ok., to było w grudniu, ale większość miejsc od tego czasu nie zmieniło karty ani trochę), nie ma ani śladu. Zaczynam od bajecznie brzmiącego Sandacza na creme brulle z sera koziego. Brzmi bajecznie. Wygląda szałowo. Smakuje bosko. Zapamiętam. Zaliczam go do tej bardzo krótkiej listy dań, o których pamiętam i czasem mówię wcinając jakiegoś innego sandacza „bardzo dobry, ale ma się nijak w stosunku do sandacza z R20”. Danie absolutnie przechodzi do historii. Poza tym, przypomniałam sobie smak koziego sera, którego, nie wiedzieć czemu, nie jadłam dość dawno.
Na drugie zamawiam medalion wołowy z terriną z bakłażanów i pomidorów. Sam medalion nie jest moim ulubionym hasłem od czasów skojarzeń pewnego szkolnego kolegi na lekcji polskiego z „Medalionami” Nałkowskiej. Ale kelner przekonuje mnie wyborem – może być dobrze wysmażony, średnio lub krwisty … To już prawie jak stek! Biorę krwistego. Kiedy wchodzą z talerzem, nie mam odwagi jeść. Jest tak pięknie ułożony razem z obok niego geometrycznie dopasowaną terriną … Zjadam. Ponownie bajka. Medalion pyszny, ale terrina … ponownie hołd dla szefa kuchni, który potrafi tak zrobić bakłażany. Absolutny hit!
No i jeszcze kilka słów o winie, którego wcześniej nie było. Pytamy o białe. Somelier pochodzi z Hiszpanii. Mówi po polsku słabo, a po angielsku z mocnym akcentem, więc chwilę nam zajmuje wybór tego wina, które właśnie chcemy wypić. Nieprzypadkowo wybieramy wytrawnego alzackiego Gewurztraminera. I już nam do szczęścia nic więcej nie potrzeba.
Niestety musieliśmy się spieszyć i o deserze nie było mowy, ale teraz już wiemy, że będziemy tu wracać częściej. Szef kuchni jest artystą, a to się rzadko zdarza. Podejrzewam, że mógłby spokojnie konkurować z samym mistrzem Michelem Moranem, z tym, że w Bistro de Paris jest dwukrotnie drożej. R20 to odkrycie sezonu. Z pewnością jeszcze raz o nich napiszę. Bardzo polecam.
Rozbrat 20 Bistro & Restaurant, ul. Rozbrat 20, Warszawa