Jeśli zaczynać rok – to tylko tak. Wizytą w restauracji L’ARC, jednym z miejsc otwartych w zeszłym roku. Kawałek prawdziwej Francji w Warszawie, do tego w bardzo przyzwoitych cenach.
Wystrój francuskiego bistro z homarium rozdzielającym dwie sale. Trochę to miejsce przypomina mi dobre początki R20, mam nadzieję, że przyszłość L’ARC będzie znacznie lepsza.
Szef kuchni Restauracji L’ARC Marcin Legat związany był przez wiele lat z Restauracją 99. Wcześniej doświadczenie zdobywał podczas prestiżowego stażu w Monte Carlo, gdzie pracował w luksusowym Hotel Metropole Monte Carlo pod okiem tamtejszego szefa kuchni, Christophe Cussac’a. Doświadczenie doświadczeniem, ale Marcin Legat naprawdę potrafi gotować, o czym świadczy świetnie ułożona karta i bardzo dobre wykonanie. Przejdźmy do szczegółów.
Na kompletny start bierzemy Talerz ostryg Fine de Clare z dodatkami. W L’ARC ostryg traktuje się poważnie, wydobywa się je z homarium i rozróżnia rozmiary. Na sztuki można sobie zamówić więc Fine de Claire, Sylter Royal, Speciale, Belon oraz Tsarskaya. Fine de Claire są najmniejsze, ale nie narzekamy, są bardzo przyzwoitej wielkości. Podane na lodzie, do tego cytryna i sos octowo-cebulowy. Z sosu nie korzystam, bo dla mnie ostrygi łączą się nierozłącznie z cytryną. Bardzo satysfakcjonujący start.
Przystawka. Nie mogłam inaczej. Małże Św. Jakuba na czarnym risotto podane z kremem z suszonych na słońcu pomidorów. Delikatne przegrzebki, idealnie dokomponowane do tego naprawdę czarne, barwione atramentem z mątwy, risotto i świetny dopełniający całość krem z suszonych pomidorów. Popisówka!
Na danie główne wybieram Filet halibuta z jajkiem poche na piramidzie ze szpinaku, kurek i ugniatanych ziemniaków (sos kremowy z gorczycą). I jest to również świetne danie. Mocno sycące za sprawą z natury tłustego halibuta i puree z ziemniaków ze szpinakiem i kurkami. Bardzo pyszne, ale z talerza mojego towarzysza rzuca się wręcz na mnie Rolada z kurczaka i grasicy cielęcej podana z kruchą tartą z kasztanami i zielonymi warzywami. Danie, nad którym się zastanawiałam, ale ostatecznie obawiałam, że grasicy będzie za mało, a kurczak będzie nudny. Nic bardziej mylnego. Po małej próbce wiem, że moje danie było pyszne, ale to drugie jest wybitne.
Całej kolacji towarzyszy mój ulubiony Gewurztraminer – chilijski Carmen, serwowany w L’ARC w bardzo dobrej cenie, również na kieliszki. Jestem już prawie całkowicie usatysfakcjonowana, ale muszę sięgnąć po deser.
Płonące Naleśniki Crepes Suzette L’ARC, parfait czekoladowe i owoce granata z pomarańczą. Pełnia szczęścia. Wychodzimy piejąc zachwyty i mamy nadzieję, że ta pierwsza w Nowym Roku wizyta wróżyć nam będzie znakomitości w trakcie roku.
Restauracja L’ARC, ul. Puławska 16, Warszawa