Bardzo rzadko bywam w Złotych Tarasach, żeby coś zjeść. To miejsce kojarzy mi się raczej z zakupami, Empikiem, ewentualnie kawą, natomiast na pewno nie z dobrym jedzeniem. Tym większe było moje zdziwienie restauracją na poziomie -1.
Tak, wiem, że tam jest patio i można zjeść jakieś sushi, jakieś tapas i pewnie coś jeszcze, ale nie spodziewałam się tam całkiem przyzwoitej włoskiej restauracji. Rusticoni. Ponoć przeniesiona do Złotych Tarasów z ulicy Wilczej, gdzie święciła triumfy. Ponoć szef już nie ten, właściciel już nie ten i ogólnie wszystko już nie to, ale jak dla mnie – całkiem nieźle. Oczywiście, bez wielkich wzruszeń, raczej na zasadzie zaskoczenia.
Zaczęłam od Crema di funghi czyli pysznie doprawionego kremu grzybowego. Naprawdę kremu, bo konsystencja była tak gęsta, że aż się zastanawiałam przez jakiś czas, co w tej zupie pływa.
Potem była szybka pasta na drugie – Tagliatelle zucchine e gamberetti, czyli tagliatelle z cukinią i krewetkami. W bardzo dobrym sosie śmietankowym, całkiem niezła porcja o dość dobrym smaku i bardzo fajnym wyglądzie. Kolejna zdana próba.
Na deser były lody, bo upał straszny. W kieliszkach lekkie włoskie pinot grigio. W głośnikach koncerty Sade i Santany. Przy stolikach dookoła mnóstwo ludzi. Od jakiegoś czasu już wiem, że to patio pełni rolę rynku Warszawy. W każdym razie, w cały ten klimat świetnie się wpisuje to przyjemne włoskie jedzenie. Bardzo fajne, bezpretensjonalne miejsce. Nawet kelner (w okularach Armaniego) nie tylko był bardzo sympatyczny, ale i bardzo dobrze nas obsługiwał. Jestem za.
Restauracja Rusticoni, Złote Tarasy, ul. Złota, Warszawa