Kuchnia tajska jest w Warszawie bardzo skromnie reprezentowana. Restauracji tajskich jest dosłownie kilka. Do Sunanty trafiamy powtórnie, kiedyś już tu byliśmy i bardzo nam wtedy smakowało, choć brakło czasu, żeby te wrażenia opisać.
Sunanta znajduje się w zagłębiu restauracji – na ulicy Kruczej. Z jednej strony to dobrze, bo ponoć biznes restauracyjny umieszczony obok siebie, napędza się wzajemnie. Z drugiej jednak strony, konkurencja innych knajp na Kruczej jest naprawdę solidna. Tuż obok Sunanty powstała niedawno Restauracja Kaprys, a na jej miejscu poprzednio było już chyba z pięć czy sześć innych miejsc. Tym bardziej cieszy, że w sobotnie popołudnie w Sunancie dość pełno. Choć nie jest ona hitem ostatnich miesięcy, spokojnie trwa w swoim punkcie od kilku lat.
Zaczynam od Tajskiej rybnej zupy z trawą cytrynową. To moim zdaniem hit kuchni tajskiej. Uwielbiam tę zupę od kiedy skosztowałam ją po raz pierwszy. Trawa cytrynowa, kolendra, aromatyczny wywar rybny, po prostu ideał zupy. Zupy tajskie z mleczkiem kokosowym są również dobre, ale zwykle zbyt treściwe dla mnie jak na lekki starter. Ta natomiast jest idealna. Ma w sobie sporo warzyw i oczywiście odrobinę chilli, żeby nie było tak łatwo. Pyszna.
Na główne danie chcę zjeść Krewetki w tajemniczo brzmiącym sosie tamaryndowym, niestety krewetek już brakło. Zastanawiam się chwilę, czy to dobry znak. Ponoć owoce morza zjeżdżają do Warszawy około czwartku, jeśli w sobotę ich już nie ma, pewnie świeże zostały zjedzone w czwartek i piątek. Wolałabym jednak, żeby było to zaznaczone w karcie, jak w wielu innych miejscach – owoce morza dostępne w czwartki i piątki. No cóż, rozważam kolejne opcje.
Wybór pada na Smażonego pstrąga z salsą z mango z suszonymi krewetkami. Uwielbiam mango. Dania z mango mają u mnie dużą przewagę już na starcie. Nie wiem, co w Tajlandii określamy mianem salsy, dla mnie to zwykle sos, spodziewałabym się więc tego mango w formie przetartej. Jednak obficie rozrzucone kawałki dojrzałego, soczystego mango całkowicie mnie satysfakcjonują, do tego pyszne orzeszki i wiórki czerwonej cebuli. Gorzej z pstrągiem. Jest owszem usmażony, ale wcześniej obtoczony w mące, czego w ogóle nie lubię. Dodatkowo, mam wrażenie, że smażenie kompletnie go wysuszyło. Szkoda mi tego pstrąga, bo to zwykle bardzo dobra ryba i nie wymaga szaleńczych zabiegów przy obróbce. No w każdym razie danie w całości wygląda pięknie (bardziej jak żółw niż pstrąg) a smakuje dość dobrze, a było niedaleko od świetnego.
Kolacji towarzyszy chilijski Carmen Gewurztraminer, jedno z moich najbardziej ulubionych win. Gewurtraminer świetnie się zresztą nadaje do kompozycji z kuchnią tajską, wygląda więc na to, że nad kartą win ktoś się w Sunancie zastanowił. Ogólnie polecam, sądzę, że kuchnia jest dość dobra, jeśli lubicie tajskie klimaty, to warto spróbować.
Restauracja Sunanta, ul. Krucza 16/22, Warszawa
Po więcej zdjęć Sunanty zapraszam na Stronę Frobloga na Facebooku.