Właściwie należałoby spytać – jak to możliwe, że jeszcze nigdy tam nie byłam. Tradycja od lat cieszy się nienaganna opinią. Nie wiem, jak to się stało, ale czas był najwyższy, żeby tę sytuację zmienić.
Tradycja jest jak dom. Wprawdzie bardzo elegancki, ale po prostu dom. Wchodzi się do przedpokoju, a dalej można sobie wybrać pokój, w którym chce się zjeść – na parterze lub piętrze. Po tym domu biegają kelnerzy i z dość dużą wprawą radzą sobie z obsługą gości. Po tym domu jeździ również pewien ruchomy stolik … ale o nim później.
Karta dań zachęca wieloma pozycjami i o ile chodził mi po głowie móżdżek na grzance (i jest to pewnie pierwszy przypadek, kiedy móżdżek chodzi po głowie), zaproponowano nam dania sezonowe. A ponieważ jesień w pełni, kelner podszedł do nas z pięknym koszykiem borowików. Właściwie bardziej piękne były borowików niż koszyk, niemniej jednak zrobiły na nas takie wrażenie, że na pierwsze danie zamówiłam właśnie borowiki w śmietanie. Klasyka gatunku powiedziałabym, ale pyszna klasyka. Idealnie dobrawione borowiki pachnące i smakujące jak największe spełnienie marzeń. Po prostu znakomite.
Na danie główne postanowiłam więc wziąć jednak coś bardziej skomplikowanego. Polędwica marynowana w ziołach w sosie z wina i suszonych prawdziwków. Temat grzybów się przewijał. To chyba jednak nie był najlepszy pomysł, żeby suszone następowały po świeżo zebranych … nie da się uniknąć efektu rozczarowania. Polędwica pyszna – lekko krwista, dokładnie taka, jak lubię, ale sos mnie zawiódł. Przyznaję, że z mojej własnej winy.
Tradycja choć słynie z dość wysokich cen bynajmniej nie przeraża pustymi stolikami. Gości jest sporo, stoliki pozajmowane zarówno na parterze jak i piętrze. Oczywiście słychać mnóstwo obcokrajowców. Do wielu z tych stolików, a praktycznie do każdego, co pewien czas podjeżdża kelner z przenośnym stolikiem. Na nim piętrzą się totalnie i całkowicie przyciągające wzrok desery. I wierzcie mi, że można obserwować reakcje ludzi, obok stolików których te desery przejeżdżają – wszyscy zatrzymują wzrok na stoliku, rozmowa cichnie na moment i dopiero po chwili wraca do normalnego trybu.
Nie sposób po takich przejażdżkach deserów ich po prostu nie zamówić. Wybieram deser z malinami, bo przyciągają mnie swoją czerwienią. Puszysty tort bezowy z kremem kawowym z malinami. Na spodzie z bezy położony jest delikatny krem z mascarpone i bitej śmietany, a na nim obfite ilości malin. I teraz – rzecz najdziwniejsza. Nie lubię tortów bezowych, nie lubię bitej śmietany. Ale ten deser uważam za wybitny. Zdecydowanie wpisuję go w kategorię deseru, do którego warto wracać.
Tradycja warta jest swojej opinii w każdym detalu. Jest piękna, elegancka, bardzo arystokratyczna, ale też jedzenie jest znakomite. Atmosfera wcale nie taka sztywna jakby się mogło wydawać, wszystko w ciepłych kolorach. Do tego na pięterku gra pianista. Bardzo polecam.
Restauracja Tradycja, ul. Belwederska 18a, Warszawa