Byłam już kiedyś w Restauracji Balgera, Jeszcze w poprzedniej lokalizacji na Rejtana. Opisywałam tu swoje zachwyty, zwłaszcza wyrafinowaną perliczką w sosie truflowym. To danie zostało zresztą moim daniem głównym roku 2009. Balgera obwieściła niedawno światu zmianę siedziby, dania prawdziwej włoskiej kuchni można teraz smakować w nowej siedzibie na Koszykowej 1.
Miałam przeczucie, że nowa siedziba to nowy rozdział, prawdopodobnie nowa karta, być może jakiś nowy pomysł. I faktycznie po troszę tak jest. Nie znajdziemy w tej karcie dań z truflami, w ogóle mam wrażenie, że kuchnia poszła bardziej w stronę prostej niż wyszukanej włoskiej kuchni, w menu jest nawet pizza. Jak sądzę, w poprzedniej ekskluzywnej odsłonie Balgery było to raczej niewyobrażalne. W dalszym ciągu gotuje Pasquale Flotta, pod tym względem nic się nie zmieniło.
Zaczynam od Melanzane Farcite – potrawy z południa Włoch – to wydrążona połówka pieczonego bakłażana nadziewana miąższem bakłażana z jajkiem, oryginalnym włoskim parmezanem i odrobiną świeżej natki pietruszki. To dobre danie, nie mam do niego pretensji, poza być może tym, że ewidentnie jest przygotowywane wcześniej, nikt tu nie robi go na bieżąco, kelnerzy podają je zresztą zbyt szybko, nie pozostawiając przy tym złudzeń. Trochę szkoda, ale danie jest dobrze doprawione, wybija się parmezan i bakłażan, nie będę narzekać, szczególnie przy jego naprawdę niskiej cenie.
Na danie główne wybieram Rybę dnia – zgodnie z opisem w menu ma to być ryba w całości z grilla. Ale okazuje się, że rybą dnia są Filety z dorady z pieczonymi ziemniakami i warzywami. Bardzo dobre, ryba ponownie dobrze przyprawiona, smaki wydobyte, warzywa pokrojone z kostkę i fajnie skomponowane. Ziemniaki może ciut za bardzo spieczone, ale całość przyzwoita.
To, co dziwi w Balgerze to pustość. W sobotę wieczorem zajęte tylko dwa stoliki, nawet kawiarnia na parterze, która kusi słodkościami, nie cieszy się zbytnim powodzeniem. Być może stąd przygotowywanie potraw „na zapas”, być może na bieżąco się po prostu nie opłaca. Dodatkowym minusem jest temperatura, w Balgerze jest po prostu zimno. I ja oczywiście wiem, że na zewnątrz jest -20 i trudno jest nagrzać powierzchnię, ale … nie żyjemy w naszym klimacie od dzisiaj i na tego typu temperatury również trzeba być przygotowanym. W karcie win brakuje Gewurztraminera, ale pocieszamy się bardzo dobrym pinot grigio Pinot Grigio Tenuta Ca’Bolani.
Żeby wybrać deser, proszeni jesteśmy zejść na dół do gabloty, w której desery są wystawione. Nie ma ani jednego przedstawiciela deseru czekoladowego. Kelnerka jest natomiast przekonana, że wybrać powinniśmy bezy lub tiramisu, wydaje się zdziwiona, że na te sugestie reagujemy umiarkowanie. Ostatecznie wybieram Mele – świeżo prażone jabłka na cynamonie z kawałkami orzechów włoskich ciastem owinięte. To chyba najlepsze danie wieczoru. Ciepłe jabłka, pyszne akcenty cynamonowe i orzechy znakomicie delikatne, wcale nie twarde. Bardzo dobry deser.
Szkoda, że nie mogłam się do niego napić, jak to mam w zwyczaju, herbaty miętowej. Nie dość, że nie było jej w pudełku z herbatami, to jeszcze moja sugestia, żeby zalać zwykłe listki mięty wrzątkiem i podać mi jako napar, natrafiła na wielkie NIE. Ponoć nie mają w kuchni mięty. Przepraszam, ale jeśli nie mają w kuchni świeżej mięty, to nie pomoże nowa siedziba i włoski szef kuchni. To po prostu się nie dogadamy.
Balgera, którą pamiętam była restauracją wybitną. Teraz, w nowej lokalizacji, widoczne są jedynie drobne odbicia dawnej świetności. Ciągle można się tam wybrać na przyzwoitą kuchnię, ale wzlotów i wzruszeń spodziewać się nie należy. Szkoda.
Ristorante & Caffe Balgera, ul. Koszykowa 1, Warszawa