W tym roku po raz pierwszy od wielu wielu lat nie obejrzę gali oscarowej. Za sprawą mojego fantastycznego dostawcy kablówki Aster, który niedawno zdecydował o pozbawieniu mnie niemieckiego kanału PRO 7 transmitującego galę na żywo. Nie przeszkodzi mi to jednak ani w typowaniu zwycięzców ani w obejrzeniu wszystkich możliwych filmów oscarowych na czas. Wczoraj dostałam się na przedpremierowy pokaz Slumdog Millionaire, dziś wieczorem jeszcze „Wątpliwość”.
Dziś będzie o Slumdogu, który mnie totalnie zdziwił. Wiedziałam, że to dobre kino, ale nie sądziłam, że uda im się zaskoczyć mnie w aż tylu miejscach. Przede wszystkim świetny jest pomysł. Pokazanie slumsów Indii przez pryzmat życia chłopaka startującego właśnie w teleturnieju Milionerzy. Jednoczesne trzy perspektywy – start w teleturnieju, przesłuchanie na policji, która nie wierzy, że tytułowy slumdog mógł znać odpowiedzi na pytania i trzecia – najbardziej dramatyczna – historia życia dzieciaka ze slumsów. Niesamowity efekt, bardzo ożywiający całość historii.
Siłą tego filmu jest poruszenie bardzo poważnych społecznych tematów w sposób po części rozrywkowy. Indie z całą dynamiką swojego rozwoju nabierają zupełnie innego wymiaru, kiedy się na nie spojrzy od tej strony. Kontrast dynamicznego kraju i jego slumsów zestawiony jest z kontrastem wątków – rozrywkowego z Milionerów i retrospektywnej historii życia głównego bohatera.
Żaden z aktorów występujących w „Slumdogu” nie był do tej pory znany szerszej widowi. Nie ma więc twarzy przyciągających do kina, nie ma gwiazd, ale są drobiazgi magnetycznie działające na widzów. Są takie sceny jak wypadanie z pociągu dwójki małych chłopców. Turlają się ze skarpy, a kiedy wreszcie zatrzymują, są o kilka lat starsi. Jest scena kulminacyjna, prowadzona z równoległym wątkiem brata głównego bohatera, która daje lekko inny wymiar klasycznemu happy endowi. I do tego jest jeszcze finał bollywoodzki, który nie tylko wywołuje duży uśmiech na koniec, ale również przypomina kolejną twarz Indii – kraju, w którym kręci się najwięcej filmów na świecie.
Oglądałam ten film z poczuciem, że to nie jest kino hollywoodzkie, że nie może wygrać tego starcia z takimi gigantami jak „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona”. Ale mam wrażenie, że od kilku lat Akademia próbuje uciekać od najbardziej utartych schematów i nagradzać filmy choćby takie jak „Crash”, które ze standardowym Hollywood nie mają nic wspólnego. I dlatego, po obejrzeniu 4 z 5 nominowanych w kategorii FILM, uważam, że Slumdog dostanie Oskara. Być może również dostanie go reżyser – Danny Boyle, a na pewno Oskarem powinni być nagrodzeni montażyści. Reszta moich typów nominacyjnych wieczorem.
W skali od 1 do 10 daję 9.