Wczoraj od rana towarzyszyły mi radosne amerykańskie świąteczne standardy. Takie z dzwoneczkami, aksamitnymi głosami wokalistów, eleganckimi chórkami i smyczkami. Cud miód. Są tylko dwa weekendy w roku, kiedy akceptuję taką muzykę, to jeden z nich (ten drugi będzie za tydzień). Wprowadziła mnie w tak genialny humor, że ani zakupy w tłumach, ani agresja tychże tłumów nie zrobiły na mnie najmniejszego wrażenia. Chciałam ten dzień zakończyć dobrze. Postawiłam więc na pewniaka Soul Kitchen, a konkretnie grudniowa karta, której jeszcze nie miałam okazji kosztować.
Soul Kitchen w scenerii zimowej wygląda równie świetnie jak w scenerii letniej. Wewnątrz jest przytulnie. Wnętrze oświetlone jest ciepłym światłem, atmosferę dopełniają ceglaste ściany i białe poinsettie na stolikach. Na sali sporo ludzi, co cieszy, bo przypominam sobie, kiedy byłam tu po raz pierwszy kilka dni po otwarciu i poza naszym – zajęty był jeszcze tylko jeden stolik.
Pora sprawdzić zimową kartę Andrzeja Polana. Zaczynam od zupy. Grzybowa, makaron domowy, oliwa jałowcowa, pesto pietruszkowe (22zł) To prawdopodobnie najgorsze zdjęcie zupy, jakie wykonałam kiedykolwiek. Zupa jednak była wyśmienita. Domowy makaron nieodłącznie budzi moje skojarzenia z dzieciństwem, zawsze więc powoduje duży uśmiech na twarzy. Oliwa jałowcowa jest tu genialnym posunięciem, dodaje grzybowej smaku lasu. Pycha.
Na danie główne wybieram Jagnięcinę, smażoną dynię, czarną porzeczkę, ziemniaka pieczonego (68zł). Cudownie różowa jagnięcina, o taki właśnie stopień wysmażenia prosiłam. Do tego bardzo interesujące zestawienie z czarną porzeczką i smażoną dynią. Ładna kompozycja, ciekawa zabawa kolorów na talerzu i bardzo dobre danie. Cieszę się, że jagnięcina tak intensywnie pojawia się w restauracjach, to jedno z moich ulubionych rodzajów mięsa.
Kolacji towarzyszy pyszny Gewurztraminer z Górnej Adygi. Do deseru standardowo wybieram Baileys na lodzie. A deserem był Mus z sera i białej czekolady, gorzka konfitura cytrusowa (19zł). Całe moje narzekanie na nudne desery w restauracjach, w Soul Kitchen nie ma żadnego uzasadnienia. Jest przynajmniej kilka dobrych propozycji. Bardzo dobry mus, ale hitem tej propozycji jest gorzka konfitura cytrusowa, która świetnie przełamuje słodycz musu, nie pozwalając na monotonię.
Soul Kitchen ponownie na najwyższym poziomie. Obsługa jest przesympatyczna, zawsze na miejscu i wydaje się nie rotować, co dobrze świadczy o tym miejscu. Dodam jeszcze, że wieczorem nie było w restauracji ani jej właściciela, ani szefa kuchni, a jednak wszystko znakomicie działało. To ogromna zaleta restauracji. Oznacza, że Soul Kitchen działa jak świetnie naoliwiona maszyna. I tak trzymać!
Soul Kitchen, ul. Noakowskiego 16, Warszawa
Po więcej zdjęć Soul Kitchen, również z poprzednich wizyt, zapraszam na fanpage Frobloga.