Kultura
Skomentuj

Spadkobiercy

Po raz kolejny wracam do tematu wysokich oczekiwań. Spadkobiercy to film nominowany do 5 Oscarów, ma na swoim koncie już 2 Złote Globy. Oczekiwania więc ustawione są na samym początku bardzo wysoko. Ze szkodą dla tego filmu z pewnością. Usiadłam w Sali kinowej i powiedziałam sobie: „to będzie świetny film”. Był zaledwie bardzo dobry.

„Spadkobiercy” to kino normalne, życiowe, rodzinne, z dobrym tematem w roli głównej. Ale nie jest to kino odkrywcze, nie jest to zjawisko przełomowe, nie jest powalające. Nie ma tam niesamowitych pomysłów, nie ma splendoru typowego dla tzw. „filmów oscarowych”, nie ma nawet jakiegoś jednego maksymalnie wybijającego się elementu typu scenografia, czy czyjaś życiowe rola.  

Warto z pewnością zwrócić uwagę na George’a Clooney’a, który powoli i skutecznie rozstaje się z wizerunkiem najprzystojniejszego aktora Hollywood. Tu występuje w roli nieporadnego ojca. Pierwsza chyba jego rola mężczyzny w wieku średnim, ojca rodziny. Nie jest to rola na miarę Żelaznej Damy Meryl Streep, nawet nie wiem, czy to rola na Oscara, ale z pewnością jest to dobrze zagrana postać. Sądzę, że dla Clooney’a to znakomita okazja zrepozycjonowania wizerunku.

Warto też przyjrzeć się przez moment roli drugoplanowej – młodziutkiej aktorce Shailene Woodley. Znakomita w roli dorastającej, sprawiającej problemy córki. Ta aktorka ma wszelkie predyspozycje do zostania wielką gwiazdą. Jest idealnie piękna, idealnie zgrabna i niezwykle utalentowana, będę trzymać za nią kciuki.

W „Spadkobiercach” pojawia się bardzo interesujący temat – kiedy tzw. „backup parent” staje się rodzicem głównym i jedynym. Spadają na niego wszystkie obowiązki, nie ma już nikogo, na kogo mógłby liczyć, musi poradzić sobie z własną rodziną, ze swoimi dziećmi, z ich smutkiem. Musi stawić czoła licznym wyrzutom i konsekwencjom poprzednich zaniedbań. Sądzę, że to temat pojawiający się znacznie częściej w prawdziwym życiu niż w filmie.

„Spadkobiercy” to po prostu bardzo dobre kino, dobrze zrobiona robota przez wszystkich uczestników planu filmowego. Szkoda, że mnie nie rzuciło na kolana. Niestety nie zrobił tego również żaden inny z obejrzanych przeze mnie do tej pory tegorocznych kandydatów do Oscara w kategorii Film.

W skali od 1 do 10 daję 8