Wpisy otagowane: Jazzownia Liberalna

Jazzowe kolędowanie w Jazzowni Liberalnej

Bardzo długo się zastanawiałam, czy pisać o tym koncercie. Naprawdę bardzo długo. Do teraz praktycznie nie jestem przekonana, czy powinnam to robić. No ale trudno, decyzja podjęta, postanowiłam przede wszystkim być jednak szczera. Jazzowe kolędowanie to koncert, który był firmowany dwom nazwiskami – Nahorny i Loebl. Ten pierwszy to genialny kompozytor i pianista, melodysta o nadprzeciętnej wrażliwości. Ten drugi to poeta, geniusz tekstów utworów muzycznych, autor sporej liczby hitów Tadeusza Nalepy z „Kiedy byłem małym chłopcem” na czele. Zestaw przyciągający. Do tego jeszcze dwa piękne głosy – Agnieszka Wilczyńska i Janusz Szrom. Agnieszka – wykłada na Wydziale Jazzu w Katowicach, laureatka zamojskiego Konkursu Wokalistów Jazzowych. Podobnie Janusz – świetny wokalista, po wydziale jazzu, również laureat zamojskiego konkursu. Wydawało się, że zestaw artystów jest tak mocny, że nie może być mniej niż wybitnie. Było zaledwie średnio. Po pierwsze kolędowanie było dosłowne. Czyli „rodził się Bóg” z perspektywy Maryji, Józefa, Trzech Królów i pastuszków na przemian, bo w końcu co można odkrywczego jeszcze napisać w temacie kolęd? Tym samym geniusz Loebla niestety nie został nie tylko wyeksploatowany, …

The Globetrotters w Jazzowni Liberalnej

Spotkało się 4 mistrzów. O każdym można byłoby napisać książkę. Każdym można byłoby się zachwycać godzinami. U mnie będzie krótko, bo już kiedyś opisując swoje wrażenia po koncercie Maseli & Ścierański, nie bardzo umiałam się trzymać tematów muzycznych. Pierwszy. Jest szalonym perkusjonistą. Muzykiem, z którym od lat grają mistrzowie jazzu wszystkich narodowości. Nie tylko jazzu zresztą reprezentuje nurt muzyki świata. Wydobywa ze swoich różnorodnych instrumentów niesamowite dźwięki i niesamowite rytmy. Dzięki niemu każda muzyka nabiera niepowtarzalnego klimatu. Drugi.Gra na saksofonach i flecie. Nie jest muzykiem pierwszego planu. Jego nazwisko praktycznie ginie w świecie tak wyeksponowanych i znanych saksofonistów jak Namysłowski, Miśkiewicz, czy nawet o wiele młodszy Sikała. Ale nie trzeba być na pierwszym planie, żeby grać pięknie melodycznie i wzruszać wydobywanymi dźwiękami. Nie zapędzać się przy tym w niekończące się solówki, które mają wyłącznie na celu udowodnienie własnej wirtuozerii, bez poszanowania uszu czy gustów słuchacza. W jego grze wszystko podporządkowane jest melodyce. Trzeci.Kiedy go usłyszałam po raz pierwszy, miałam wrażenie, że mógłby mi śpiewać, a ja mogłabym go słuchać. I w sumie tyle byłoby mi …

Henryk Miśkiewicz & Marek Napiórkowski Kwartet w Jazzowni Liberalnej

W sobotni wieczór, w wytrwałej w promowaniu jazzu Jazzowi Liberalnej na Starym Mieście, posłuchać można było kwartetu Henryka Mickiewicza i Marka Napiórkowskiego. Panowie grali repertuar ze swoich dwóch płyt – Full Drive i Full Drive 2. Towarzyszyli im Robert Kupiszyn na gitarze basowej i kontrabasie oraz – w zastępstwie Krzysztofa Dziedzica – Robert Luty. I jak było? Było tak, jak jest, kiedy spotka się dobrze ze sobą zgrana ekipa wybitnych muzyków, którzy nie tylko opanowali sztukę grania i improwizowania do perfekcji, ale rutyna nie pozbawiła ich poczucia humoru i chęci zabawy podczas grania, a to nie zdarza się tak bardzo często. Miśkiewicz jest powszechnie znanym saksofonistą jazzowym, podejrzewam, że od kilkunastu lat utrzymuje się w czołówce polskich saksofonistów altowych. Znany jest ze swojej melodyki. Improwizuje, ale nie zapędza się w dźwięki trudne dla ucha. Nie pozwala sobie na zagrania free jazzowe, wręcz przeciwnie, dba o melodykę swoich improwizacji. Napiórkowski z kolei to przedstawiciel tzw. „młodego pokolenia” gitarzystów. Szerszej publiczności znany jest głównie z akompaniowania Annie Marii Jopek. Środowisko jazz fanów zalicza go jednak do grupy …

Bernard Maseli & Krzysztof Ścierański w Jazzowni Liberalnej

Najbardziej lubię Benka (bo jakoś tak jest, że jestem z nim na „Benek”, choć z Krzysztofem jestem na „Krzysztof” – nie, żebym kiedykolwiek z nimi rozmawiała, ale gdybym rozmawiała to tak bym do nich mówiła) kiedy stoi na scenie, z lekko przechyloną głową, z pięknymi smutnymi oczami, zazwyczaj zmęczonymi i patrzy – spod tej swojej zwykle za długiej (bo taki ma styl) grzywki – na publiczność, czasem się uśmiecha, ale to tylko w odwzajemnieniu uśmiechu. Patrzy głównie na kobiety – a penny for your thoughts my dear! Kiedy tak patrzy, ja mam ochotę zapomnieć o całym świecie i patrzeć na niego. W jego oczach można byłoby utonąć. Ale to miała być recenzja muzyczna przecież. Krzysztofa Ścierańskiego słyszałam ostatnio, kiedy miałam 17 lat. Pamiętam swoje wrażenia, przyspieszone bicie serca przez wiele godzin po koncercie, pobiegłam po autograf, coś mu opowiadałam zachwycona, uśmiechał się spod wąsa … Eh, to były czasy. Potem, jego zdjęcie wiele miesięcy wisiało nad moim łóżkiem. Zamieniłam go dopiero na Milesa. Mam nadzieję, że nie miałby nic przeciwko. Co się zmieniło od tego …