Spotkało się 4 mistrzów. O każdym można byłoby napisać książkę. Każdym można byłoby się zachwycać godzinami. U mnie będzie krótko, bo już kiedyś opisując swoje wrażenia po koncercie Maseli & Ścierański, nie bardzo umiałam się trzymać tematów muzycznych.
Pierwszy.
Jest szalonym perkusjonistą. Muzykiem, z którym od lat grają mistrzowie jazzu wszystkich narodowości. Nie tylko jazzu zresztą reprezentuje nurt muzyki świata. Wydobywa ze swoich różnorodnych instrumentów niesamowite dźwięki i niesamowite rytmy. Dzięki niemu każda muzyka nabiera niepowtarzalnego klimatu.
Drugi.
Gra na saksofonach i flecie. Nie jest muzykiem pierwszego planu. Jego nazwisko praktycznie ginie w świecie tak wyeksponowanych i znanych saksofonistów jak Namysłowski, Miśkiewicz, czy nawet o wiele młodszy Sikała. Ale nie trzeba być na pierwszym planie, żeby grać pięknie melodycznie i wzruszać wydobywanymi dźwiękami. Nie zapędzać się przy tym w niekończące się solówki, które mają wyłącznie na celu udowodnienie własnej wirtuozerii, bez poszanowania uszu czy gustów słuchacza. W jego grze wszystko podporządkowane jest melodyce.
Trzeci.
Kiedy go usłyszałam po raz pierwszy, miałam wrażenie, że mógłby mi śpiewać, a ja mogłabym go słuchać. I w sumie tyle byłoby mi do szczęścia potrzebne. NO może kiedyś jeszcze chciałabym zaśpiewać z nim. Najpiękniejszy polski głos jazzowy, przecudne frazowanie, znakomity feeling, a jaka barwa … barwa jak marzenie. Zarówno w górnych falsetowych partiach, jak i w dole, z jazzową chrypą. Głos marzenie.
Czwarty.
Czarodziej klimatów. Z tego czegoś, co nazwałabym po amatorsku elektronicznym wibrafonem, a on nazywa jakimiś tajemniczymi kryptonimami kręcącymi się wokół słowa „KAT” (czyżby od Katowic, gdzie od lat wykłada na Wydziale Jazzu:), wydobywa przeróżne dźwięki. Takie, jakie chce. Na dodatek wszystkie kobiety na widowni są pod jego urokiem. Połowę zna, do drugiej połowy uśmiecha się nieśmiało. Patrzy. Żartuje. Czaruje. Jak to czarodziej.
Pierwszy, drugi, trzeci i czwarty czyli Nippy Noya, Jerzy Główczewski, Kuba Badach i Benek Maseli tworzą razem The Globetrotters. Spotykają się od czasu do czasu, nagrywają płytę, potem jadą w trasę, muzykują i świetnie się przy tym bawią. A wszyscy razem z nimi.
To jest takie jazz, który powoduje, że strasznie trudny dzień, po koszmarnie ciężkim tygodniu, kiedy nie ma się na nic siły, a doły pod oczami sięgają połowy policzków, jeśli resztką siły zdołacie się wybrać na ich koncert, to tak Was naładują energią, pozytywnym myśleniem, mnóstwem pięknych dźwięków i dużego poczucia humoru, że będziecie uradowani wracać do domów z myślą, że może jednak nie jest tak źle w tym życiu, skoro można sobie ich posłuchać. Zmieniają świat na lepszy.