Długo zwlekałam z tym opisem. Płytę mam od daty premiery, więc kilka miesięcy, ale chciałam nabrać dystansu, opisać ten krążek z perspektywy profesjonalnego zdystansowanego recenzenta, a nie szalejącej fanki. Myślę jednak, że po kilku miesiącach słuchania Drugiej Płyty Poluzjantów niewiele w moim podejściu się zmieniło. Znam wprawdzie każdą nutę i każdy fragment tekstu na pamięć, ale większość utworów budzi we mnie dokładnie taki sam entuzjazm jak na początku.
Zespół Poluzjanci to duża ciekawostka na polskich rynku muzycznym. Jestem głęboko przekonana, że gdyby panowie choć odrobinę bardziej chcieli zrobić karierę jako zespół, nie byłoby z tym najmniejszego problemu. Problem jednak jest i tkwi w zupełnie innym miejscu. Każdy z Poluzjantów to wybitny muzyk sesyjny, a wokalista zaangażowany jest jednocześnie przynajmniej w kilka projektów muzycznych. To dziwna konfiguracja i dość niespotykana na rynku. Dlatego zespół raczy swoich fanów rzadkimi koncertami i jeszcze rzadszymi płytami. Druga Płyta powstała po kilku latach milczenia. Cała ta sytuacja sugeruje, że Poluzjanci to bardziej projekt niż trwały jednolity twór muzyczny. Publiczność natomiast odbiera to sporadyczne dozowanie artystycznej obecności muzyków jak towar deficytowy – reaguje więc histeryczną wręcz euforią.
Ten fragment był zdystansowany. Teraz natomiast będzie już entuzjastycznie. Druga Płyta jest genialna. Podobnie jak pierwsza i jak każdy koncert, każdy utwór, każdy przejaw działalności zespołu. Wszyscy są po prostu wiedzą, co grać, znakomicie robią swoją robotę, są bardzo profesjonalni i nic dziwnego, że rozchwytywani. Jak zwykle u Poluzjantów mamy do czynienia ze zmiennymi i nieco skomplikowanymi rytmami, tekstami, które mają treść i sens (chwała Bogu wokalista nie musi zarabiać pisaniem tekstów, więc może wynająć do tego celu profesjonalnego tekściarza), ale przede wszystkim melodiami, które może nie należą do najprostszych na świecie, ale dość łatwo dają się powtórzyć i ze względu na swoją urokliwość mocno zapadają w pamięć.
Mamy też do czynienia z najlepszym wokalistą w Polsce. Bezwzględnie. To, co robi ze swoim głosem Kuba Badach, pozostaje w sferze marzeń większości polskich wokalistów. Mistrzostwo sięga granic zarówno w kwestiach technicznych (Badach jest w końcu absolwentem prestiżowego V Wydziału Jazzu Katowickiej Akademii Muzycznej) jak i interpretacyjnych.
Przy tej całej wirtuozerii muzycznej, jedna rzecz rzuca się w uszy najbardziej. Poluzjanci podchodzą do tego, co robią z dużym luzem. Sprawiają wrażenie świetnie się bawiących, a klimat, który tworzą z całą pewnością udziela się ich słuchaczom. Może zresztą ta zabawa wynika właśnie z faktu rzadkich spotkań zaprzyjaźnionych ze sobą muzyków. Być może utwory zagrane nie na 350, a jedynie 20 koncertach rocznie, mają ciągle tę świeżość, której nie miałyby dobite i zakatrupione nieustającymi powtórzeniami. Być może to właśnie tej sporadyczności muzycznej zespół zawdzięcza swoją popularność. Popularność wprawdzie w wybranej i dość wąskiej, ale chyba jednak przez to elitarnej i z pewnością lojalnej grupie fanów. Bardzo polecam.