Restauracje, Śródmieście, Włoska
Skomentuj

Trattoria włoska Chianti

Do tej pory zwiedziłam wszystkie restauracje należące do rodzeństwa Kręglickich. Właściwie nie wiem, dlaczego na Chianti jakoś nigdy nie było wcześniej okazji. Przecież lubię włoską kuchnię i naprawdę daję jej dosyć duży kredyt zaufania, choć od kiedy odkryłam francuską, włoska jakoś zeszła na drugie miejsce. Być może dlatego, że porusza się jednak wśród pewnych standardów. I o ile z przyjemnością zjem kolejną wariację na temat carpaccio (bo to można i z sarny, i z truflami, i z kaczki, i nawet z ryb), o tyle zajadanie się pomidorami z mozarellą przestało być już od jakiegoś czasu specjalną atrakcję.

Wizycie w Chianti towarzyszyło piękne niedzielne słońce, wino Pinot Grigio i niczym nie zmącony dobry humor. Zaczęłam od wyboru przekąsek szefa kuchni. Bardzo dobra kompozycja różnych przystawek. Fragmenty carpaccio, kawałki grillowanych bakłażanów i cukinii, szynka parmeńska z melonem. Pełen standard, ale w dobrym wydaniu.

Podano nam pieczywo, które mnie jednak dość mocno zmroziło. To były pajdy chleba rodem z Chłopskiego Jadła bardziej niż z włoskiej restauracji. Do tego masło czosnkowe, bardzo delikatnie przyprawione. Brakowało mi w tym smaku zdecydowania, brakowało charakteru, choćby takiego, jakim zapewne obdarowany był człowiek krojący owe pajdy. J

Na drugie, kolejny standard. Dorada z pomidorami i oliwkami. I tu duże zdziwienie. Kelner pyta, jakie dodatki sobie życzę. To danie nie jest skomponowane? Ponieważ wyjątkowo nie lubię ziemniaków, a wszystkie inne warzywa jakoś nie komponują mi się z pomidorami i oliwkami, postanawiam pozostać przy grubym pieczywie. Drugie zdziwienie pojawia się w momencie, kiedy przychodzi danie. Nie wygląda. Za wygląd dostałoby naprawdę bardzo mało punktów, gdyby to był konkurs. Trzecie zdziwienie to niestety smak. Brak. Jest mdłe, mało wyraźne, sos niedoprawiony, a ja lubię smaki wyraziste. Wiem z relacji mojego towarzysza, który zajadał solę w sosie gorgonzoli i szpinaku, że zastrzeżenia miał podobne.

Jeszcze deser. W moim przypadku – jak zwykle – wątek czekoladowy. Tym razem gruszka z czekoladą i grappą, choć kelner zachwala tiramisu, jako najlepsze w mieście („wygraliśmy konkurs w 2004 roku”). Myślę sobie szybciutko ile czasu upłynęło od tego konkursu, ile w międzyczasie otworzono w Warszawie włoskich knajp i wybieram gruszkę. Grappy nie poczułam. Ale gruszka bardzo dobra. Kolega uległ namowom i wybrał tiramisu. Zachwytu na jego twarzy nie zauważyłam.

Chianti to przyzwoita włoska knajpa, ale nie zachwyca tak jak np. Absynt czy Santorini. Od kiedy odwiedziłam Mirador (hiszpańską knajpę Kręglickich) wiem, że ich poziom bywa nierówny. Nie można pójść po prostu w ciemno i liczyć na znakomite jedzenie. Niestety nie. Miałam nadzieję, że Chianti ten poziom podniesie, ale utrzymuje się wyłącznie w tzw. stanach średnich.

Trattoria włoska Chianti, ul. Foksal 17, Warszawa