Kiedy wydaje płytę Cassandra Wilson, fani wiedzą o tym z dużym wyprzedzeniem i na tę płytę czekają. Światowa premiera najnowszego CD Cassandry miała miejsce 10. czerwca 2008, ale w przedsprzedaży można było już kupić tę pozycję od kilku dni. Kupiłam. Przesłuchałam kilkakrotnie.
Cassandra tym razem klasycznie, oszczędnie, wręcz minimalizuje środki artystyczne. Wykorzystuje dosłownie kilku muzyków na dosłownie kilku instrumentach. Jest więc gitara, fortepian, kontrabas, perkusja i są standardy jazzowe. Znane od lat, ale … no właśnie to „ale”. Ile można jeszcze wycisnąć z Czarnego Orfeusza, którego wszyscy znają, grają i śpiewają, nawet na weselach, statkach czy w jeszcze mniej jazzowych okolicznościach. Ograny do bólu na płycie Cassandry zachwyca świeżością.
Podobnie interpretacje „The Very Thought Of You” czy „Caravan” są jakby inne od dotychczasowych. Nie mówiąc już nic o „Lover Come Back To Me”, którego osobiście nie mogę słuchać. Tak bardzo przywykłam do innego tempa i rytmu tego utworu, że akompaniująca Cassandrze gitara doprowadza mnie w tym utworze do szału. Szał to też jakieś emocje.
Mój osobisty hit tej płyty to „Spring Can Really Hang You Up The Most”. Znam ten standard od ładnych kilku lat, zawsze mnie zachwycał, ale zawsze słuchałam go w wykonaniu wokalistek o wysokich, bardzo kobiecych, sopranujących głosach. Tym razem zaśpiewany w dolnej skali możliwości artystki, urzekł mnie zdecydowanie bardziej niż wszystkie do tej pory.
„Loverly” to nie jest płyta odkrywające nowe oblicza jazzu, jakże daleka od niedawnego koncertowego oblicza Cassandry w zespole z Davidem Murray & Black Saint Quartet słuchanego w kwietniu w warszawskiej Sali Kongresowej. „Loverly” to płyta korzystająca ze standardów, nadająca im jednak nieco nowego wyrazu i z pewnością wielu nowych emocji.
Moim zdaniem „Loverly” to nie jest płyta rangi „New Moon Daughter”. Pewnie jeszcze długo myśląc o Cassandrze i odczuwając nagłą potrzebę posłuchania jej muzyki, sięgnę raczej po „New Moon…” własnie niż po „Loverly”. Ale kiedy nową płytę wydaje Cassandra Wilson, fani wiedzą o tym z dużym wyprzedzeniem i na tę płytę czekają, a Cassandra ich po prostu nie zawodzi. Taka umowa. Dotrzymana i tym razem. Polecam.
O płycie „Loverly” Cassanrdy Wilson pisze również JazzGazeta.