Ostrzegam. Ostrzegam, bo ja ostrzeżona nie byłam. Na własne życzenie, przyznaję. Nie mam w zwyczaju czytać recenzji zanim wybiorę się na film, nie lubię nawet wiedzieć, o czym jest. Wymagam zaskoczeń. I takiego zaskoczenia doświadczyłam oglądając Tylko Bóg wybacza. Przygotowana na dobre mocne, momentami brutalne kino, doświadczyłam ekranowej psychodelicznej rzeźni w nasyconych kolorach.
Duet aktor Ryan Gosling i reżyser Nicolas Winding Refn spotkali się wcześniej przy okazji Drive – moim zdaniem, jednego z lepszych filmów Goslinga. O ile Drive był mroczny i powolny, fabuła z pewnością nie należała do wartkich, o tyle mieściło się to znakomicie w konwencji tego filmu, było wręcz jego wyróżnikiem. Na fali tego sukcesu, panowie spotkali się ponownie. Niepotrzebnie.
Tylko Bóg wybacza, jako kreślili to krytycy jest filmem hiperbrutalnym. Jestem zdania, że taki poziom brutalności w kinie jest dopuszczalny tylko wtedy, kiedy czemuś służy. Nie ma żadnego uzasadnienia dla rzeźni w tym filmie. To jest wręcz epatowanie krwią. Ucinanie rąk, szlachtowanie korpusu, wydłubywanie oczu. Ten film jest wprawką Refna pt. dziesięć sposobów pokazania tryskającej krwi. No można jeszcze zanurzyć dłonie w głęboko rozciętym brzuchu. Zapewne, w rozumieniu reżysera, symbolicznie.
Fabułę Tylko Bóg wybacza można spisać w jednym paragrafie. Billy gwałci i zabija nieletnią prostytutkę. Za to zostaje zabity przez jej ojca. Brat Billy’ego – Julien (Ryan Gosling) nie zabija ojca prostytutki. Na taki brak zabijania pozwolić jednak nie może matka braci (Kristin Scott Thomas), która przybywa do Bangkoku i postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Oczywiście jest jeszcze wyjątkowo sprawnie działający mieczem policjant, który wielokrotnie interweniuje również zabijając kolejne osoby. Nie powiem Wam jak się skończyło, ale jak się już zapewne domyślacie, ktoś kogoś zabił. Tyle.
Przeczytałam, że film należy interpretować na wielu płaszczyznach. Walki pierwiastka żeńskiego z męskim, mentalności Wschodu z Zachodem, i wielu jeszcze innych. Przeczytałam też, że na jednej z premier rozdawano widzom karteczki z wypisanymi płaszczyznami. Widać, dodatkowe wyjaśnienia były bardzo potrzebne. Jedyne co widzę w tym filmie to krwawa jatka, trudno mi cokolwiek interpretować, kiedy jestem porażona takimi obrazami. Trochę mi to przypomina ‘Szamankę’ Żuławskiego – równie złe i chyba jeszcze bardziej ohydne.
Mocne strony filmu są dwie. Po pierwsze jego wizualny klimat. Większa część akcji odbywa się w tajskim burdelu i hotelu, w nasyconych (głównie krwistych) kolorach, z mocną grą świateł, z częściową tylko widocznością twarzy. To tworzy mroczny klimat. Drugą mocną stroną jest całkowicie odmieniona Kristin Scott Thomas. W długich blond włosach i agresywnych seksualnie ciuchach wygląda niespotykanie. Dobrze jest zobaczyć wszechstronność aktorki, szkoda, że została użyta w takim celu. O Goslingu mogę powiedzieć tylko tyle – głównie patrzy, mało mówi, robi miny i ogląda swoje ręce. Hey girl, kiedy wreszcie zagrasz znowu w jakimś dobrym filmie? It’s been a while!
Tylko Bóg wybacza jest filmem niepotrzebnym. Szokuje, ale nic nie wnosi. Być może tylko sprawdza wytrzymałość publiczności. Ostrzegam Was przed nim. Jeśli się wybierzecie, to przynajmniej przygotujcie się na to, co może Was spotkać. Nawet w słoneczny piękny letni dzień, wyjdziecie z kina w wisielczym nastroju, a niektóre sceny mogą Was męczyć nocami. Moim zdaniem, nie ma wybaczenia dla tego filmu. No ale w końcu … tylko Bóg wybacza.
W skali od 1 do 10 daję 3
Tylko Bóg wybacza, Only God Forgives, reż. Nicolas Winding Refn, Dania, Francja 2013