To pewnie jedno z większych rozczarowań w tym roku. Nie dlatego, że film jest jakiś szczególnie beznadziejny, jest przyjemny, dość przyzwoity, nawet momentami zabawny. Niemniej jednak oczekiwania ustawione były na bardzo wysokim poziomie, a z nimi to już tak jest, że trudno je zmienić.
Będzie krótko, bo film widziałam już jakiś czas temu, a dotychczas nie zmobilizował mnie do opisu. Michael Douglas wygląda świetnie. Krótka wstawka z pojawiającym się nagle Charlie Sheenem jest mistrzostwem. Bardzo dobra jest też przemowa Douglasa na uczelni – zwłaszcza ostatnie zdanie 😉
Cały film jest jednak przedstawicielem klasycznych stanów średnich. Co mnie bardzo dziwi, bo pierwsza część była przecież świetna, a przynajmniej bardzo dobra. Jeśli dobrze ją pamiętam po latach to znaczy, że musiało coś mocnego w tamtym filmie być.
Zwłaszcza zadziwiające jest, że zrobiono średni film z tak znakomitego tematu. W czasach, kiedy Wall Street i cały system finansowy USA jest oskarżany o gigantyczne przekręty, na tle których wina Gordona Gekko wydaje się jedynie drobnym cwaniactwem o tzw. niskiej szkodliwości społecznej, powrócenie z tematem Wall Street od początku miało w sobie sporą dawkę geniuszu. Szkoda, że nie starczyło go w realizacji.
W skali od 1 do 10 daję ledwo 5