Poza filmami o gotowaniu oglądam też czasem filmy o innej tematyce. Przyznaję, że dawno nie było mnie w kinie tak po prostu. Mam wrażenie, że dobre produkcje wchodzą do naszych polskich kin falami. Albo jest mnóstwo filmów i trudno jest obejrzeć wszystkie, tak bywa zwykle na początku roku, pomiędzy nominacjami do Oskarów, a ich rozdaniem, albo jest kompletna posucha, jakieś sci-fi klasy B i ewentualnie kryminały podobnej jakości. Skąd taki pomysł? Nie wiem. Wiem natomiast, że coraz więcej dobrych filmów wchodzi do Polski wyłącznie w dystrybucji poprzez DVD i blu-ray. Trzeba więc będzie więc przygotować się na powrót do ulubionej wypożyczalni.
„Whisky dla aniołów” lśni więc jak perełka na tle innych filmów prezentowanych w kinach równolegle. To produkcja europejska, co łatwo wyczuć po pierwszych scenach tego filmu. Reżyserią zajął się lewicowiec Ken Loach. Być może dlatego większość recenzji i opisów tego kina będzie się zastanawiała raczej nad zwrotem w jego twórczości, niż nad filmem jako takim.
„Whisky dla aniołów” to historia młodego chłopaka. Nie pochodzi ze zbyt dobrej dzielnicy, nie ma pracy, ma za to na koncie odsiadkę w więzieniu. Właśnie zrobił dziecko swojej dziewczynie, a jej ojciec, który jest miejscowym bogaczem, posiadaczem klubów i dyskotek, zdecydowanie nie widzi go w roli swojego zięcia, co wyraża poprzez groźby i pobicia. Robbie nie ma więc łatwego życia.
Karą za kolejny występek jest kilkaset godzin pracy społecznej. I tak Robbie trafia na swojego opiekuna, organizatora takich prac dla trudnej młodzieży. Ten okazuje się być smakoszem whisky, pasją tą zaraża Robbiego. Na dodatek okazuje się, że chłopak ma wyczulony zmysł smaku. Świat whisky może więc być być jedynym obszarem jego przewagi nad innymi. Tak zaczyna się ta historia, a potem jest jeszcze ciekawiej.
Rzecz dzieje się oczywiście w Szkocji, mamy więc typowy klimacik dla tego typu opowieści. Są kilty, bo „tym w kiltach wszystko wolno”. Jest whisky jako napój łączący biednych i bogatych. Są okropne szaro-bure scenerie miasteczka, którego lepiej byłoby nigdy nie odwiedzać. I jest też cudowny akcent bohaterów, zmuszający mnie do czytania napisów.
„Whisky dla aniołów” to film zabawny i pogodny, ale oczywiście nie w hollywoodzkim stylu. To komedia i dramat w jednym. W tej historii jest pewnie wiele do przemyślenia. Dla mnie najciekawsza była obserwacja, jak chłopak z takim pochodzeniem i przeszłością radzi sobie w świecie bogaczy, potentatów whisky, w którym nierzadko dokonuje się występków znacznie większych niż znane mu do tej pory. Bardzo dobra historia, bardzo dobry film.
Whisky dla aniołów, Angels’ Share, reż. Ken Loach, rok produkcji: 2012
W skali od 1 do 10 daję 8