Rubikon zdecydowanie należy do moich ulubionych restauracji warszawskich. Cechy charakterystyczne to dobre jedzenie, świetna obsługa i właścicielka zawsze obecna na sali, żywo zainteresowana gośćmi. Obsługa zresztą tę restaurację wyróżnia. Jeśli rozmawiacie przy stole o deserze i zastanawiacie się, czy wziąć czy nie, możecie być pewni, że kelner już czeka z kartą deserów i podejdzie, kiedy tylko podejmiecie pozytywną decyzję. To jest wyprzedzanie potrzeb klientów i takiej obsługi oczekujemy w dobrych restauracjach.
Z dużą ciekawością przyjęłam informację o wieczorze liguryjskim w Rubikonie. Strona internetowa restauracji i newsletter zachęcał specjalnie przygotowanym menu, szefem kuchni Eduardo Compiano sprowadzonym z Ligurii specjalnie na tę okazję, wyborem win liguryjskich. Trzeba było spróbować.
Wieczór zaczął się od borowików z sepią. Sepia to mięczak, podobnie jak ośmiornica. Ciekawa kompozycja, bardzo delikatna. Doskonale dobrane – po sugestii kelnera – wino białe wytrawne Vermentino, dodało daniu charakteru. Niestety danie trafiło na stół już lekko letnie, nie można więc było w pełni docenić walorów smakowych.
Potem nadszedł własnej roboty makaron barwiony sepią z krewetkami i sosem pomidorowym. I muszę przyznać, że go nie pamiętam. Jak na takie bogactwo smaków – sepię, krewetki i sos pomidorowy – danie było zadziwiająco bez smaku. I ponownie letnie. Ale jeszcze bardziej bez smaku okazała się być główna atrakcja wieczoru – ricciola.
Ricciola to ogromna biała ryba, którą przed włożeniem do pieca demonstrowano nosząc ją na wielkim półmisku po sali. Ogromna, bo miała pewnie z 1 metr długości. Z tej ryby zrobiono show tylko taki, że ją pokazywano. Eduardo Compiano osobiście dzielił upieczoną ricciolę i nakładał na talerze. Ale do ryby niczego nie dodano. I choć mogła być świetna w smaku, to jednak brak dodatków i ponownie średnio letnia temperatura, spowodowała, że o smaku ryby można by powiedzieć (cytatem, a jakże!), że był jak „płaski talerz zupy bez przypraw w granulkach”.
Całości wieczoru liguryjskiego nie uratowały płonące naleśniki z domowymi lodami waniliowymi. Niestety, a może i na szczęście, to, co Rubikon proponuje na co dzień jest o niebo lepsze niż specjalne menu wieczoru liguryjskiego. I cóż – nauczka na przyszłość – lepiej wybrać to, co kucharze mają od zawsze przećwiczone. Żeby eksperymentować trzeba naprawdę mistrza kuchni i przygotowania całej ekipy i restauracji, choćby po to, by dania nie docierały do gości letnie. Taka sama jak temperatura dań, jest i moja ocena – letnia.
Restauracja Rubikon, ul. Wróbla 3/5, Warszawa