O Enotece słyszałam już tyle razy i od tylu osób, że naprawdę nie sposób było się nie wybrać. Pewien problem sprawiały mi godziny jej otwarcia w niedzielę (tylko do 17tej), ale na szczęście weekend ma również soboty 😉
Podoba mi się samo ułożenie lokalu z wieloma zakamarkami, małymi bocznymi salkami i dużymi głównymi. Tworzy to pewien klimat. Podoba mi się obsługa kelnerska, która może nie jest zawsze najlepiej zorientowana (szczególnie w winach), ale zawsze jest grzeczna, pomocna, chętna do sprawdzenia, zapytania, przyprowadzenia eksperta itd.
Najpierw o winach, bo o nich chyba jednak w tym lokalu przestało mówić w pierwszej kolejności. Trochę dziwi mnie ograniczenie wyłącznie do win włoskich i austriackich. Natomiast jeśli już ktoś spróbuje, nie będzie raczej żałował. Ja wybrałam … no zgadnijcie … zaczęłam od lampki Umathum Gelber & Roter Traminer 2007. Okazał się jednak zbyt słodki jak na dania, które wybrałam, poprosiłam więc someliera o sugestie. I wtedy dostałam Umathum Pinot Gris 2008. Absolutnie znakomite, piłam do końca wieczoru.
Na przystawkę wybrałam Anchois z prażonymi orzechami i oliwą z oliwek. Dość dobre, choć przyznaję, że w anchois najbardziej lubię ich zdecydowany smak. W tym daniu był on mocno zrównoważony masą z prażonych orzechów, która odbierała anchois słoność. To mi nie do końca pasowało.
Drugie danie to Sandacz w dwóch sosach pesto. Po pierwsze za dużo. Po drugie, ponownie, w sosach pesto lubię ich zdecydowanie, ich wyraźny smak, mocne przyprawienie dań. Tutaj sosy jakby złagodzone, rozpuszczone, przytłumione. Nie byłam zadowolona z drugiego dania. Oczywiście to kwestia gustu, dla mnie mocne przyprawianie to podstawa, lubię dania z charakterem. Jeśli ktoś woli delikatne smaki, zdecydowanie warte polecenia.
I teraz będzie uwaga dotycząca finału czyli deseru. Pamiętam, że jadłam Tiramisu. Ale widocznie Pinot Gris było jednak zbyt dobre. Za żadne skarby świata nie pamiętam, jak smakowało.
Po tygodniu od tego wieczoru pojawiłam się w Enotece ponownie. Zjadłam tylko jedno danie Polędwicę wołową z ziołami i grilowanymi warzywami. I stało się wprawdzie tak, że zapomniałam kelnerowi powiedzieć, że lubię krwistą, ale i on nie spytał jaka ta polędwica ma być. W efekcie dostałam podeszwę, której nie polecam nikomu, choćby nie wiem co lubił. Nie dało się tego jeść, raczej przeżuwało w nieskończoność.
Podsumowując Enotekę polecam raczej jako miejsce na wino niż na jedzenie. A porównując ją z – występującymi w tej samej kategorii – Vinariusem i Mielżyńskim (na razie tylko poznańskim), wypada zdecydowanie gorzej.
Enoteka Polska, ul. Długa 23/25, Warszawa