Od dłuższego czasu chodziło mi po głowie, żeby spróbować polskiego wina. Miało bardzo dobrą opinię u osób, których gust winny cenię. O polskich winach sporo się ostatnio mówi. Czy to w kontekście zmarnowanej okazji politycznej, kiedy minister Sikorski oznajmił światu, że Polska w czasie swojej prezydencji promować będzie wina węgierskie, czy w kilku jeszcze innych kontekstach…
Pora więc była spróbować. Pora najwyższa. Bardzo mnie ucieszyło, że moje ulubione wilanowskie miejsce – La Vinuela Wine Bar and Store – wprowadziło do oferty wina polskie. Wybór padł na Winnicę Płochockich Cuvee z 2010 roku, ze szczepów Seyval Blanc 83% i Hibernal 17%. Nie będę udawać, nie miałam pojęcia, co wybrać i od czego zacząć. Nazwy szczepów również nie bardzo mi cokolwiek rozjaśniły.
Wydaje mi się jednak, że jak na start, jest bardzo dobrze. Trafiłam na wino bardzo lekkie, pewnie jeszcze lepiej będzie mi smakowało w lecie. Jest orzeźwiające, o dość niskiej kwasowości, ma też w sobie moją ulubioną lekką mineralność. Warto dać mu chwilę oddechu, otwiera się po czasie.
Nie wiem, czy zostanę fanką Winnicy Płochockich, ale ten pierwszy przedstawiciel zachęcił mnie do kosztowania kolejnych. Mają nawet lepszą opinię niż Cuvee. Wszystko więc przede mną.
Jeśli ktoś ma daleko do La Vinuela, można też kupić tu. W skali od 1 do 10 daję 7