Steampunk to styl w kulturze skupiający się na rozwoju techniki, wynalazkach i mechanice. Estetyką nawiązuje do ery rewolucji technicznej, stąd w nazwie odnośnik do maszyny parowej (steam). Styl czerpie z twórczości ojców fantastyki naukowej m.in. Juliusza Verne’a. Co wobec tego znaczy Wodna Wieża Steampunk? Tak nazywa się restauracja w Pszczynie, do której zaproszono mnie na Menu Degustacyjne Roberta Trzópka i Dominika Duraja. Raczej nie podadzą mi pierożków na parze, mam nadzieję, że jedzenie nie będzie mechaniczne, chyba też nie przerobią mnie na śrubki?
Wodna Wieża Steampunk to jedna z trzech polskich restauracji tegorocznego przewodnika Gault et Millau wyróżniona aż trzema czapkami. Więcej czapek miało tylko Atelier Amaro. Z dużą przyjemnością przyjęłam zaproszenie na tę kolację. Choć oczywiście jeszcze chętniej przyjęłam je ze względu na tęsknotę za kuchnią Roberta Trzópka. Jego dań nie można niestety ostatnio zjeść przy żadnej innej okazji, jak tylko w trakcie takich gościnnych występów. Uprzedzam lojalnie, że będą opisy wrażeń, że nie byłam tam anonimowa i że nie jadłam i nie piłam za swoje pieniądze. Jeśli Wam to przeszkadza, porzućcie czytanie w tym momencie. Dodam też, że sytuację tę uważam za wyjątkową, a wyjątki tego typu robię tylko dla szefów kuchni tej klasy.
Wodna Wieża w Pszczynie jest budynkiem historycznym, zbudowanym w 1926 roku. Miała za zadanie utrzymywać stabilne ciśnienie w miejskich wodociągach. Do restauracji Wodna Wieża Steampunk mieszczącej się na ósmym piętrze budynku wjeżdżamy windą. Wrażenie jest niesamowite i odniesienia do wehikułu czasu, nawet dla mnie (najbliżej Juliusza Verne byłam chyba czytając „W 80 światów dookoła dnia” Cortazara) są czytelne. Wnętrze sali restauracyjnej mocno szokuje, nawet jeśli przeczytacie opisy na stronie. Za oknami widok na piękną zieloną Pszczynę. A wewnątrz złote błyszczące trybiki maszyn pod szklanymi blatami stołów, masywne fotele przypominają krzesła dentystyczne z XIX wieku, liczne elementy maszyn i systemów rurek. Wszystko to jest wynikiem pomysłu właściciela, szalonego fana Juliusza Verne.
Menu jest 6-daniowe. Zaczynamy jednak od dwóch amuse-bouches. Zwłaszcza pierwsze z nich, robi na mnie wrażenie. Chłodnik z kalarepy z miętą i cytryną. W wydrążonej kalarepie pływa świetny orzeźwiający chłodnik podany ze słomką. Drugie to Sok z pomidora z wędzoną oliwą i brzuch jelenia z podwędzaną truskawką.
Lekkość. Pierwsze danie jest o lekkości: Szparagi / Szczaw / Maślanka. Grillowane na zimno białe i zielone szparagi, sorbet ze szczawiu, chipsy ze świeżych szparagów. Szparagi jadłam prawie codziennie przez ostatni miesiąc, szczególnie mnie więc zachwyca kwaskowaty genialny sorbet ze szczawiu. Zapadnie mi w pamięć kubków smakowych. W kieliszkach Huber Obere Steigen Gruner Veltliner
Polskość. Polskie raki saute to miła okazja zjedzenia raków, nie zdarza mi się codziennie. Polskie blanszowane raki, piana z wywaru z turbota, burak marynowany w Cabernet Sauvignon, kawior z raków, creme fraiche. Nawet w wizualnej stronie tego dania jest biało-czerwona polskość (no prawie). Burak w czerwonym winie ładnie przełamuje słodko- i słono-wodne smaki. Podoba mi się też różnorodność tekstur – muślinowa creme fraiche, jędrne raki, chrupki burak, napowietrzona pianka i świetnie strzelający w zębach kawior.
Prostota. Turbot / kapusta / beurre blanc. Danie gwiazdorskie, dla mnie najlepsze w trakcie całego wieczoru. Smażony filet z turbota serwowany z grillowaną białą kapustą oraz sosem burre blanc (masło, białe wino, ocet, szalotki). To jest rozprawka na temat prostoty. Smaki są trzy i kropka, ale świetne. Turbot oczywiście usmażony w punkt z chrupką skórką. Kapusta świetna z „nowym” palonym smakiem. No i sos burre blanc… przygotowany na tym samym winie, które mamy w kieliszkach. Mineralne, kwasowe Sauvignon Blanc Chateau du Tracy Pouilly Fume 2013. Idealne współbrzmienie.
Na zmianę smaku pomiędzy daniem rybnym i mięsnym wkracza intermezzo – Karmelizowany rabarbar z imbirem i pudrem fiołkowym. Faktycznie idealnie oczyszcza kubki smakowe.
Wino. Pierwsze danie mięsne Perlica / młode korzenie to pierś i podudzie perliczki przygotowane metodą sous-vide a następnie podsmażone, do tego marynowany liść kalafiora, ziołowa emulsja i smażony korzeń sałaty masłowej. Perliczka jest przepyszna, soczysta i jędrna, ładnie wygląda na ciemnym talerzu z towarzystwem ziołowej esencji. Kompozycja estetyczna wydaje się przewyższać smakową. Uwagę moją odciąga więc Dog Point Pinot Noir Marlborough 2011, któremu oddaję się całkowicie. Piękne wino idealnie pasuje do perliczki, reszta traci dla mnie znaczenie.
Sos. Drugie danie mięsne to wielki kontrast dla pierwszego. Nie jestem w stanie myśleć o winie, choć w kieliszkach Artadi Navarra Artazu Pasos de San Martín 2012. Daniel / czereśnie mobilizuje mnie do skupienia tylko na nim. Na talerzu smażony schab z daniela i łopatka przygotowana sous vide, a do nich sos na bazie porto i madery z dodatkiem czereśni i goździków, oraz suszone pędy sosny. O ile w przypadku perliczki nie miało to dla mnie większego znaczenia, o tyle bardzo mi się podoba serwowanie dwóch różnych części daniela przygotowanych dwiema metodami, ładnie to eksponuje walory i różne struktury tego mięsa. Sos tutaj jednak robi całą robotę. To danie jest o sosie. Proste w sumie, ale bardzo, bardzo smaczne.
Wyrafinowanie. Na koniec Grzyby / owoce lasu, choć może nie brzmi to jak deser, deserem jest. Przy deserze panowie szefowie kuchni zdecydowanie zaszaleli. To jest danie o tym, że nie może być prosto przez cały czas. Ganache z białej czekolady, śmietana infuzowana suszonym borowikiem, piana z sosny, poziomki, liofilizowane maliny, posypka z kakao z octem i odrobina soli morskiej na górze. Niesamowite leśne smaki w bardzo interesującym zestawieniu poziomki, maliny, sosna, borowiki. Kto by pomyślał, że borowiki można zjeść w towarzystwie czekolady i że będzie to pyszne.
I tak przeszliśmy przez 6-daniowe menu degustacyjne Dominika Duraja i Roberta Trzópka. Równorzędnym partnerem obydwu panów był Piotr Jarzyna, odpowiadający za dobór win i opowieści o nich. Każde danie było dla mnie o czymś. Każde miało jakąś myśl przewodnią. Może moja była inna niż szefów kuchni, może zrozumiałam je na swój sposób. Interpretacja należy do odbiorcy, tym więc się zajęłam. Bardzo to był piękny wieczór, bardzo smaczny i budzący liczne nostalgie. Trochę do Pszczyny – kiedyś było to miasto, gdzie leczyłam swoje chandry i smutki. Trochę do kuchni Roberta Trzópka, której – jak się okazuje bardzo mi jednak brakuje. Wodna Wieża Steampunk to miejsce, do którego wrócę na pewno. Mam wielką ochotę sprawdzić, co serwuje tutaj Dominik Duraj na co dzień.
Froblog bardzo dziękuje Robertowi Trzópkowi i zespołowi restauracji Wodna Wieża za zaproszenie na kolację.
Wodna Wieża, ul. Kilińskiego 5, Pszczyna
Po więcej zdjęć zapraszam na fanpage, Google+ i Instagram Frobloga. Zachęcam też do prenumerowania newslettera Frobloga. Co tydzień w piątek wysyłam podsumowanie moich relacji. Wystarczy podać swój adres e-mailowy tutaj: