Kultura
Skomentuj

Zbrodnie i wykroczenia

Zobaczyłam ostatnio dzięki Zone Europa „Zbrodnie i wykroczenia” Woody’ego Allena z 1989 roku. Jeden z tych filmów mistrza, które mi umknęły. Z dużą przyjemnością obejrzałam teraz, choć oczywiście żałuję, że dopiero teraz. Kino mistrzowskie, bez dwóch zdań. Problemy moralne łączone z charakterystycznym allenowskim poczuciem humoru. Całość jak zwykle osadzona w środowisku intelektualistów. Klasyczny Allen.

Trudno recenzować ten film, to klasyka gatunku, nominowany do Oskarów, wielokrotnie nagradzany. Jakakolwiek recenzja laika jest kompletnie nieuzasadniona. Większość z osób czytających tego bloga pewnie film widziała, trudno więc też do niego zachęcać. /Choć jeśli komuś podobnie umknął, to gorąco polecam./ Postanowiłam się skupić na swoich odczuciach.

Film ma dwa wątki. Pierwszy, to historia okulisty, który najpierw decyduje się na morderstwo swojej wieloletniej kochanki, zaczynającej zagrażać jego małżeństwu, a potem zaczyna oczekiwać kary za swój czyn. Drugi wątek (z Allenem) to historia nieudacznika reżysera, który wprawdzie chce nakręcić ambitny film dokumentalny o filozofie, ale decyduje się nakręcić dokument o znienawidzonym przez siebie, odnoszącym sukcesy, szwagrze.

Obydwaj bohaterowie są przy tym narażeni na problemy moralne i podejmują decyzje niezgodne ze swoim kodeksem postępowań. To, co najbardziej mnie interesuje, to postać okulisty i jego problem. Allen ewidentnie powrócił po latach do tego samego tematu w „Match Point” z 2005 roku. Czy można zabić człowieka i nie ponieść za to kary? Czy jedyną karą, którą ponosimy za swoje złe czyny, jest koszmarne samopoczucie? Trochę to dyskusja o zbrodni i karze, o konsekwencjach swoich czynów i o Bogu.

Cytat z okulisty: “I remember my father telling me, "The eyes of God are on us always." The eyes of God. What a phrase to a young boy. What were God’s eyes like? Unimaginably penetrating, intense eyes, I assumed. And I wonder if it was just a coincidence I made my specialty ophthalmology.”

Prześmiewczy. Ale patrząc na życie Allena, można się domyślać, że problem konsekwencji własnych czynów zdecydowanie go interesuje. Dlatego, dla własnych potrzeb, nazwę sobie Woody’ego WIELKIM AMORALISTĄ. W jego filmach bowiem, bohaterom „uchodzi na sucho”. Rozumiem, że na to liczy i sam reżyser. W świecie, w którym dla wielkiej masy ludzi, rzeczy są czarno-białe, może dobrze pamiętać, że istnieją też odmienne poglądy.