Po dość długim czasie odwiedzania miejsc znanych i lubianych, wreszcie pootwierało się trochę nowości. Dopiero co pisałam o Tapage na Placu Zbawiciela, a już w sobotę wybrałam się do kolejnego nowego miejsca ZEST by Kibart. Restauracja otwarta została kilka dni temu na Ochocie przez Pawła Kibarta, znanego szerszej publiczności z programu Top Chef, a nieco węższej publiczności również z szefowania kuchni w klubie Sinnet. Zupełnie nie wiedziałam, czego się spodziewać po tym miejscu. Poprzednie moje doświadczenia z kuchnią jego autorstwa nie należały do dobrych.
Popełniliśmy kiedyś z Maciejem Nowakiem i Martą Glinką z Restaurantica.pl teksty o restauracji w klubie Sinnet. Poszliśmy tam razem na kolację i ponieważ było naprawdę słabo, wszyscy zgodnie dość negatywnie opisaliśmy to miejsce. O istnieniu Pawła Kibarta nie miałam wtedy jeszcze pojęcia, był dla mnie postacią dość anonimową. Na szczęście wygląda na to, że ja dla niego jestem anonimowa do teraz.
ZEST by Kibart to dwupoziomowy dość spory lokal przy ul. Grójeckiej. Paweł Kibart wita gości na wejściu, podchodzi też do stolików i opowiada o menu. Pełni rolę gospodarza i ewidentnie dobrze się w niej czuje. Jeśli pamiętacie go z TopChefa, niektórym z was mogła przeszkadzać pewna doza arogancji i nonszalancji, którymi się wyróżniał. Dał się też zapamiętać ze swojego poczucia humoru. W restauracji tej arogancji na szczęście nie widać, pozostałe cechy czasami się uwidaczniają.
Menu jest bardzo krótkie – trzy przystawki, dwie zupy, trzy dania główne i dwa desery. Kuchnia ma sezonowy i polski charakter, choć znajdziemy w niej pewne odstępstwa od klasycznych polskich przepisów. W zamyśle przypomina mi bardzo Małą Polanę Smaków – nawet wybór przystawek takich jak tatar czy śledź jest bardzo podobny. Paweł Kibart twierdzi jednak, że znacznie bliżej mu do Sebastiana Olmy, a tym samym do Kafe Zielony Niedźwiedź. Tak twierdzi, wie więc pewnie lepiej.
Zaczynam od Matiasa z majonezem korzennym i rabarbarem (19zł). Matias jest niezwykle mięsisty i absolutnie znakomity. Delikatnie słona ryba pięknie rozpływała się w ustach. W swojej konsystencji trochę mi przypominała tłustego muślinowego tuńczyka. W smaku to jednak zupełnie inna bajka. Jeśli jeść śledzie, to właśnie takie. Sezonowy rabarbar i majonez korzenny, a także kleksy śmietany z odrobiną soku z rabarbaru zestawiają matiasa z innymi nutami smakowymi. O ile korzenny majonez pasuje mi tu świetnie, o tyle na łączenie smaku słonego matiasa z kwaśnym rabarbarem nie jestem jeszcze gotowa. Doceniam jednak pomysł.
Nie mam żadnych wątpliwości przy Piersi z perliczki z risotto z pęczaku z burakami i zielonymi szparagami (42zł). Świetny jest jędrny pęczak w buraczkach. Dobre są kruche świeże zielone szparagi. Jednak gwiazdą jest tu perliczka – idealnie wypieczona z przysmażoną, chrupką skórką, bardzo soczysta i miękka, no i bardzo smaczna. Zjadam ją w takim tempie, że mam ochotę na drugą. Bardzo, bardzo dobre danie główne.
Na aż tyle szczęścia nie może liczyć mój towarzysz, który zamawia Policzki wołowe duszone z puree ziemniaczanym, pieczonym czosnkiem (26zł). Policzki są fantastyczne, mięciuteńkie, wręcz rozpadają się od razu po włożeniu do ust i dobry jest towarzyszący im sos. Puree ziemniaczane też ok. Natomiast nie możemy zrozumieć czym są bardzo gorzkie jasne paski ułożone na mięsie. Po zjedzeniu (a właściwie pozostawieniu ich na talerzu) dowiadujemy się, że to chrzan. Nie możemy się też doszukać czosnku… okazuje się, że szef kuchni o nim zapomniał, do czego przyznaje się na uśmiechu z właściwą sobie… nonszalancją. Nie mieliśmy wielkich pretensji do tego dania, bo jednak jego najważniejszy punkt był idealny, ale tak niewiele brakowało do kompletnej całości. Przypominał mi się TopChef. Od natury swojej jednak nie uciekniemy.
Mus czekoladowy z szałwią i chrupiącą praliną (16zł) był prostą formą o czekoladzie. Dwie przeplatające się warstwy musu czekoladowego zaspokoiły moją potrzebę czekolady na tydzień. Nie był to może kreatywny deser, ale całkiem mi smakował.
ZEST by Kibart wpisuje się do grona nowych restauracji z kuchnią polską. Bardzo mnie cieszy, że takie miejsca powstają. Tak trudno odpowiedzieć obcokrajowcom, którzy licznie pytają o dobrą polską kuchnię. Dlatego cieszą takie kuchnie. Miejsce ma dosłownie kilka dni i trzeba dać mu szansę się rozwinąć. Kelnerki o jedzeniu nie wiedzą jeszcze nic, ale posłusznie chodzą do kuchni i wracają z odpowiedziami. Nie można płacić jeszcze kartą. Nie wszystko jeszcze działa idealnie, ale z pewnością restauracja ma potencjał, a niektóre dania już teraz zapadają w pamięć. Czy Paweł Kibart zapanuje nad swoją naturą i wyda dania dokładnie takie, jakie sobie wymyślił? Czas pokaże.
ZEST by Kibart, ul. Grójecka 70, Warszawa, tel. 607 666 098
Po więcej zdjęć ZEST by Kibart zapraszam na fanpage, Google+ i Instagram Frobloga. Zachęcam do prenumerowania newslettera Frobloga. Co tydzień w piątek wysyłam podsumowanie moich relacji. Wystarczy podać swój adres e-mailowy tutaj: