Najpierw gruchnęła wiadomość, że Borys Szyc otwiera restaurację. Potem było otwarcie z celebrytami. Przez kilka tygodni nie dało się znaleźć wolnego stolika. Niedawno okazało się, że z Szycem to miejsce nie ma zbyt wiele wspólnego, pomagał tylko w początkowej promocji*. Za restauracją Akademia stoją właściciele Akademii Smaku z Oboźnej. Wreszcie więc spokojnie mogłam się tu wybrać na obiad. Jak jest w Akademii kilka tygodni po otwarciu?
Zaczynam od rezerwacji, nie ma co ryzykować. Odbiłam się od drzwi tego miejsca już dwukrotnie, raz nawet zmusiło mnie to do odwiedzenia okolicznej Limoni Canteri Osteria, czego nie chciałabym już nigdy więcej powtarzać. W każdym razie, rezerwacja zostaje spokojnie przyjęta, a kiedy wchodzę do lokalu, okazuje się, że niedzielnym popołudniem jest tu trochę wolnych miejsc.
Akademia obfituje w ciepłą biel. Ściany, krzesła, obrusy, ławy, schody – wszystko białe. Biel ta miejscami jest ocieplona elementami jasnego drewna i skontrastowana z intensywnie czerwonymi kartami menu. Na ścianach powieszone są plakaty Andrzeja Pągowskiego, można je zresztą tutaj kupić. Miejsce składa się z przestronnej sali i kameralnej antresoli. Wystrój zaliczam Akademii na plus, moim zdaniem to stonowana elegancja, choć przyznaję, że przydałoby się nieco więcej świeżych kwiatów, by całość bardziej ożywić.
Menu znacznie się poprawiło od czasu otwarcia. Nie było mnie tu wcześniej, ale zwróciłam uwagę na ceny niektórych przystawek, kosztujących znacznie więcej niż dania główne. To był dziwny układ, na szczęście się zmienił. Dodatkowo, w menu pojawia się sezonowa wkładka, w której – jak na szanujący się maj przystało – królują szparagi.
I od nich zaczynam. Risotto ze szparagami i parmezanem (34zł). Wygląda i pachnie pięknie. Ryż przygotowany jest zgodnie ze sztuką, lekko al dente. Risotto jest kleiste i dość intensywne w smaku, wyczuwam w nim nutę gorgonzoli. Nie dominuje jednak występujących w roli głównej chrupkich kawałków zielonych szparagów. Całość posypana jest rukolą i parmezanem. Proste, ale bardzo smaczne.
Na danie główne wybieram Karmazyna z cytrusami i cykorią (60zł). Dawno nie jadłam tej ryby, miło było sobie przypomnieć jak jędrne ma mięso i jak przyjemnie chrupką może mieć skórkę. Brawo za skarmelizowaną cykorię i dodatek kawałków pomarańczy i grejpfrutów. Duże uznanie również za zawinięcie cytryny w gazę, dzięki czemu unikniemy pestek w sosie po wyciśnięciu z niej soku. Kapary mi tu nie pasowały, za to fajne akcenty stawiała kolendra. Ponownie bardzo udane danie.
Twarz obsługującego mnie kelnera wydaje się bardzo znajoma, po chwili przypominam sobie, że znamy się z Sowa i Przyjaciele. Obsługa jest profesjonalna. Potrafi doradzić w wyborze dań, reaguje na prośbę o wymianę kieliszka do wina. Staje po stronie klienta nawet w takiej sprawie, jak nudne desery w karcie menu. Lubię takie podejście. Po co miałabym się silić na kolejny creme brulee, sernik czy sałatkę owocową (bo z takimi opcjami mamy do czynienia w restauracji), jeśli nie przyniesie mi to kompletnie żadnych doznań smakowych. Pan kelner zgadza się ze mną, że w deserach nuda i tylko dodaje, że pracują nad zmianą.
Szefem Kuchni w Akademii jest Grzegorz Nowakowski ze znakomitej „szkoły” Amber Roomu. Nie ma się więc co dziwić, że miejsce zdaje egzamin z jakości serwowanych potraw. Kuchnia tu, przynajmniej po pierwszych testach, jest wyraźna, dosmaczona. Po co było Akademii zamieszanie z Borysem Szycem na początku? Nie wiem, być może się opłacało, nie mnie oceniać. Wiem jedno – teraz, kiedy już ucichło, spokojnie można się wybrać do Akademii na obiad. Bardzo dobry obiad. No ok, bez deseru, ale za to z aromatycznym espresso.
*Po publikacji tego postu, restauracja sprostowała, że Borys Szyc ma jednak udziały właścicielskie w Akademii, a plotki jakoby nie miał rozpowszechnia prasa brukowa. Z mojego punktu widzenia – najważniejsze, że dobrze gotują.
Akademia, ul. Różana 2, Warszawa
Po więcej zdjęć restauracji Akademia zapraszam na fanpage Frobloga na Facebooku.