Francuska, Restauracje, Śródmieście
Skomentuj

Bistro de Paris Michela Morana

To kolejne już podejście do najlepszej – w mojej opinii – restauracji w Warszawie. Michel Moran przygotował właśnie nową, odświeżoną wiosenna kartę, a to zawsze duże wydarzenie. Oczywiście w karcie pozostają standardy, jednak jest też sporo nowości i – po raz pierwszy – wprowadził menu za z góry ustaloną cenę z kilkoma pozycjami w przystawkach, daniach głównych i deserach do wyboru.

My jednak pozostajemy przy karcie głównej. Jak zwykle bowiem Michel wprowadził do karty małże św. Jakuba w nowym wydaniu. Tym razem z ostrym sosem z marchewki i puree selerowym. Brak słów dla oceny tych dzieł, każde z nich właściwie jest idealnie skomponowane. Mogą tylko konkurować pomiędzy sobą. Skro więc tak, sądzę, że przegrzebki w tym wydaniu są jednymi z najlepszych spośród dotychczasowych pomysłów Michela.

Zanim jednak dotarły przegrzebki, w charakterze „czekadełka” pojawiła się maleńka porcja tatara z ryb i owoców morza. W połączeniu ze świeżym pieczywem i lekko solonym masłem, stanowią świetny początek tej kolacji. Pomiędzy starterem a daniem głównym, jak zwykle sorbet malinowy z prosecco – dla zmiany smaku.

Na drugie danie wybieram rybę, przy tej ilości jedzenia zwykle nie jestem w stanie zjeść u Michela mięsa, zresztą ryby są tutaj naprawdę wybitne. Tym razem – nowość w karcie – Turbot z tartoletką pomarańczową i cukinią. No po prostu szczyt kompozycji. Pyszna tartoletka wypełniona konfiurą z pomarańczy i do tego rewelacyjny, soczysty turbot z lekko słodkawym sosem dookoła. Wybitne.

Na deser wybrałam standard, bowiem w temacie gorzkiej czekolady, nie pojawiło się nic nowego, tak więc Moelleux z czekolady z sorbetem malinowym i sosem waniliowym. I jestem w niebie i właściwie niczego więcej mi nie potrzeba 😉

Zastanawiałam się już kilkakrotnie co powoduje, że do Bistro de Paris chce się wracać, że pomimo wysokich cen, bez rezerwacji nie sposób tam znaleźć miejsce w sobotę wieczorem. Po pierwsze to obsługa – która rozpoznaje gości już po pierwszej obecności, pamięta preferencje, zdarzenia z poprzedniej wizyty i bardzo się stara, żeby wszystko było w porządku. Po drugie to sam Michel, który krąży po sali, przychodzi się przywitać, pozdrawia gości i wypytuje o opinię nt. kolejnych dań, zwłaszcza tych dopiero co wprowadzonych do karty. I wreszcie po trzecie – dania. Ciągle usprawniane, zmieniane, wymyślane na nowo. To przecież już kolejny sezon trzymania najwyższych standardów. W tym samym czasie tak świetne restauracje jak kiedyś Rubikon, zdążyły solidnie nie obniżyć loty. Bistro de Paris trzyma się świetnie. I oby tak dalej!

Bistro de Paris, Pl. Piłsudskiego 9, Warszawa