Kultura
Skomentuj

Za jakie grzechy („New in Town”)

Czy byliście kiedyś na komedii, w trakcie której ani razu się nie uśmiechnęliście? Ja właśnie wróciłam z kina i ciągle nie mogę wyjść z podziwu, komu się chce robić takie filmy. Omijajcie tę „komedię” szerokim łukiem. Naprawdę jest kompletnie denna. Coraz więcej niestety takich obrazów w kinie się pojawia. Całkiem niedawno narzekałam na „Kobiety” i „Kobiety pragną bardziej”, teraz narzekam na „Za jakie grzechy” (oraz zwyczajowo na tłumaczy, którzy wiedzą lepiej).

Z Renee Zellweger umknęła cała zabawność, którą miała w Bridget Jones. Nie wiem, jak to się stało. Jest totalnie nudna. Jeden z recenzentów napisał, że głównie robi „buzię w ciup” i to prawda. Wydyma jeszcze policzki i pakuje się w kłopoty. Ale to wszystko już znamy, poza tym wydanie jest o 200% gorsze niż przy Bridget.

Cała fabuła jest mocno przewidywalna. Właściwie można się po pierwszych kilku ujęciach zorientować jak „Za jakie grzechy” się rozwinie. Wszyscy oczekują happy endu, wszyscy go dostają. W pierwszych scenach wiadomo między kim będzie romans, a kto będzie głównym wrogiem.

Jedyna jasną postacią na całym firmamencie jest Harry Connick Jr znany mi jednak bardziej – i bardziej lubiany jako świetny wokalista, pianista i aranżer jazzowy. Po jednej z najbardziej prestiżowych uczelni jazzowych na świecie nagrał dwie świetne płyty z big bandem, w swoich własnych aranżacjach. Właściwie od niego rozpoczął się nurt „młodych pięknych romantycznych” chłopaków w jazzie wokalnym. Dopiero po nim byli Buble czy Cincotti. Harry Connick Jr miał jednak od nich znacznie więcej poczucia humoru w muzyce i więcej też ogłady i ogólnej muzykalności. Szeroką popularność zdobył po wykonaniu ścieżki dźwiękowej do „Kiedy Harry poznał Sally”. Nie wiem dlaczego, ale od pewnego czasu postanowił być aktorem, nie wokalistą. Zagrał między innymi w „Copycat” z Sigourny Weaver. Tutaj jest naprawdę jedynym jasnym punktem filmu. Za niego stawiam trzecią gwiazdkę. Dwie pierwsze za piękne nogi i eleganckie spódniczki Renee oraz za akcent mieszkańców Minnesoty.

Aha, końcówka mojego opisu wrażeń będzie równie przewidywalna, jak cały film. Zastanawiam się, „za jakie grzechy” poszłam na to do kina.

W skali od 1 do 10 daję 3.