Przyznaję, że dawno mnie tu nie było. Odwiedzałam intensywnie Michel’s Brasserie, czyli drugą odsłonę kulinarną najlepszego szefa kuchni w Warszawie, Michela Morana. Po ostatnich smutnych wydarzeniach, czyli zamknięciu Brasserie (swoją drogą, jak można było do tego dopuścić i jak to możliwe, że jakiś administrator jakiegoś budynku pozbawia nas jednego z najlepszych kulinarnych miejsc w Warszawie?), pora była wrócić i sprawdzić, co słychać. Pogoda była piękna, wieczór ciepły, pachniało latem, pozostaliśmy więc w ogródku.
Zaczęłam od Zupy ze świeżych ryb śródziemnomorskich z sosem Rouille i czosnkowymi grzankami. Fantastyczna kompozycja. Na talerzu podane są grzanki, kawałek czosnku na widelczyku, sos Rouillie i tarty ser gruyere. Zupę nalewa kelner z wazy, oferuje dolewkę. Grzanki najlepiej przetrzeć czosnkiem, posmarować Rouillie i posypać serem, a potem wrzucić do zupy, żeby nabrały jej smaku. Zupa – brzmi bardzo skromnie, ale ta zupa jest naprawdę warta skuszenia się.
Na danie główne wybieram Filet z dzikiego bara z sokiem marchwiowo-imbirowym i zielonym groszkiem a la francaise. Sok marchwiowo-imbirowy jest totalnie genialny, ryba jak zwykle przepysznie upieczona, wydobyte smaki, super.
Przy deserze nie mogę się oprzeć. Idę najbardziej standardową ścieżką. Profiterolki, lody waniliowe i sos z gorzkiej czekolady. Te profiterolki, a zwłaszcza ich sos, śni mi się czasami po nocach czasami. To taki ideał ideałów 😉 Do którego warto czasem wrócić, choć niezwykle ciężko też oprzeć się ochocie skosztowania czegoś nowego.
Jak to miło wrócić do takiego miejsca. Jak miło zamawiać kolejne dania bez strachu, że coś nie będzie udane. Ileż to razy zdarzyło mi się w innych restauracjach np. rezygnować z zamówienia steka w obawie przed tym, że zostanie beznadziejnie zmarnowany, ileż razy rezygnowałam z przegrzebków przewidując, że surowiec będzie beznadziejny, a kucharz nie potrafił zapewnić dobrego, ile razy miałam takie sytuacje? Nie pamiętam. Dlatego tak znakomicie wygodnie jest usiąść w ogródku u Michela i po prostu zjeść to, na co akurat ma się ochotę i uwolnić się od potrzeby kombinowania, czy szef kuchni sobie z tym tematem poradzi. Michel – jak zwykle obecny, pieczołowicie sprawdzający poziom całości, rozmawiający z gośćmi, podpowiadający co jak jeść, polecający najlepsze dania – radzi sobie zawsze.
Bistro de Paris, Pl. Piłsudskiego 9, Warszawa