Meksykańska, Mokotów, Restauracje
komentarze 3

Blue Cactus

Jeśli myślę o evergreenach, takich miejscach, do których wracam często, Blue Cactus pojawia mi się zapewne w pierwszej piątce. Był jedną z pierwszych restauracji, które w ogóle odwiedziłam w Warszawie. Z dużą sympatią przypominam sobie swoją pierwszą zjedzoną tu Fajitę i wypitą tu Margaritę. Ile lat temu to było, wstyd się przyznać, ale od tego czasu niezmiennie wracam tu w mniej lub bardziej regularnych odstępach. Ostatnio wracam częściej, bo mieszkam bliżej.

Szefem kuchni Blue Cactusa od pewnego czasu jest Patrick Hanna, Amerykanin, absolwent The California Culinary Academy. Wprowadził swoje pomysły do karty w bardzo inteligentny sposób, nie robiąc rewolucji i nie pozbywając się złotych standardów Blue Cactusa, na które pewnie ciągle przychodzi tu – tak jak i ja – spora część gości. O Patricku mogę powiedzieć jeszcze jedno – widuję go w innych restauracjach na kolacjach. To się często szefom kuchni nie zdarza, a dla mnie jest ważnym elementem przejawu zainteresowania otoczeniem.

Blue Cactus Kolorowa sala

W niedzielę miejsce jest solidnie zatłoczone. Wpadam tu wprawdzie mocno po brunchu, ale ciągle jeszcze po sali biegają grupki radosnych dzieciaków, w ogródku zajęte są prawie wszystkie stoliki, a i sala nie świeci raczej pustkami. Podstawowe menu Blue Cactusa składa się z chipsów i sals, klasycznych przystawek (wśród których są m.in. nachosy i quesadillas), burgerów gourmet, sałat, zup (m.in. chilli con carne), klasyki kaktusa (tu moje ulubione Fajitas) i sekcji BBQ. Są też oczywiście proste desery i kilka propozycji dla dzieci.

Wybieram na początek Ceviche z krewetkami, łososiem i mango (34zł), zaliczane tu do kategorii sałat. Jest to mała porcja potraktowanych sokiem z limonki krewetek i łososia, podana w pucharku z chipsami kukurydzianymi dookoła. Chipsów staram się nie jeść ze względów dietetycznych, ale ceviche jest bardzo dobre. Sok z limonki jest o wiele delikatniejszy w smaku niż sok z cytryny, toteż danie jest w całości bardziej delikatne. Słodycz mango jeszcze bardziej redukuje kwasowość limonki. W pucharku jest też czerwona cebula, kawałeczki papryki i oczywiście kolendra. Dobry balans smaków. Start zaliczam do udanych.

Blue Cactus Ceviche

Meksykańskie Krewetki (50zł) z sekcji BBQ to mój drugi wybór tego dnia. Krewetki są marynowane w soku z limonki i tequili, a następnie nadziane na szaszłyki i grillowane. Podawane z ryżem kolendrowym i sezonowymi warzywami. Krewetki są bardzo soczyste i lekko pikantne. Świetnym towarzystwem są warzywa serwowane al dente, z zielonymi szparagami na czele. Nie mogę się nimi najeść.

Blue Cactus Meksykańskie krewetki

Na wyszukane desery nie liczę, ale z przyjemnością (o ileż łatwiej jest mi odmówić chipsom niż czekoladowemu deserowi na tej diecie) zamawiam Mus Czekoladowy (19zł). Jest mieszanką z białej i ciemnej czekolady, dodatkowo polany polewą czekoladową. Hitu nie było, ale moje uzależnienie od czekolady, zostało zaspokojone przyjemną jej dawką.

Blue Cactus Mus czekoladowy

Zdarza mi się wpadać do Blue Cactusa tylko na fajitę, kiedy jestem głodna. Proszę wtedy zwykle o dodatkową salsę fresca (z pomidorów, kolendry, czosnku i limonki). Polewam nią każdą tortillę po nałożeniu mięsa do środka. Siadam wtedy w najbardziej niewidocznym kącie, proszę o dodatkowe serwetki, a jedząc jestem usmarowana salsą po łokcie (i pewnie też na twarzy). Z elegancką kobietą nie mam wtedy kompletnie nic wspólnego, fajita budzi we mnie jakąś atawistyczną potrzebę jedzenia rękoma i brudzenia się przy tym do niemożliwości. Jeśli mnie kiedyś zobaczycie w takiej akcji, błagam, udajcie, że mnie nie widzicie 😉

Blue Cactus

Cokolwiek tu jem, kiedykolwiek przyjeżdżam, Blue Cactus nieustająco trzyma poziom. Nie spodziewam się oczywiście tutaj kuchni wielce kreatywnej, to dość poste bezpretensjonalne propozycje z gatunku TEX-MEX, ale przygotowane są ze starannością, dokładnością i dbałością o smak. Lubię to.

Blue Cactus, ul. Zajączkowska 11, Warszawa, tel. 22 851 23 23

Po więcej zdjęć z Blue Cactusa zapraszam na fanpage Frobloga.