Od czasu do czasu warto sprawdzić, co się dzieje w takich miejscach, które są od zawsze. Jednym z zaliczanych przeze mnie do tej kategorii jest Blue Cactus. To miejsce, do którego zaglądałam na długo przed moim przeniesieniem się do Warszawy. Już wtedy było i serwowało bardzo przyzwoite meksykańskie jedzenie. I tak jest właściwie do dziś. Karta oczywiście lekko ewoluuje, wprowadzane są zmiany i pewnie nawet dość często, ale jeśli ktoś – tak jak ja – pamięta fajitę, to do dzisiaj może ją zjeść.
Zaczęłam od zupy rybnej z warzywami – kombinacji trzech gatunków ryb: halibuta, sandacza, łososia i warzyw w bulionie doprawionym świeżą kolendrą i płatkami chili. Pyszne. Przypomniałam sobie jak bardzo lubię kolendrę. Właściwie jest w stanie ożywić każde, nawet bardzo nudne danie, a do ryb pasuje idealnie. Zupa bardzo fajnie skomponowana.
Na drugie musiała być fajita, wybór padł na tę z krewetkami. Fajita w Blue Cactusie to danie popisowe. Podają je na dużej mosiężnej patelni, podlewają tequilą i podpalają flambirując już na sali, przy stolikach klientów. Poza pysznymi krewetkami fajita zawiera mnóstwo znakomicie zgrillowanej papryki w trzech kolorach, cebulę i cztery małe sosjerki a w nich – sos czerwony na bazie pomidorów, papryki i chili, śmietanę, papryczki jelapeno i sos guacamole z awokado i kolendry. Danie jest ciągle świetne, od lat, naprawdę pierwszą fajitę jadłam chyba z 10 lat temu, nic się nie zmieniła.
W Blue Cactusie jest jeszcze jeden standard obecny od lat, o którym marzyłam czasami zamawiając desery w kiepskiej klasy restauracjach, niektórych nawet (przynajmniej z nazwy) włoskich. Tiramisu. Podawany jest w kieliszku, z pływającymi na dnie kawałeczkami ciemnego biszkoptu i pysznym płynnym mascarpone o smaku waniliowo-kawowym. To jest deser, o którym się długo myśli.
Blue Cactus prezentuje tak samo wyśmienitą kuchnię jak kilka lat temu. Trzeba przyznać, że to chyba rekord warszawskich restauracji. Zazwyczaj przecież szybko wychodzą z mody, średni cykl życia restauracji w Warszawie to ponoć dwa lata. Blue Cactus zdecydowanie się tej zasadzie wymyka. Można tam bezpiecznie zajrzeć na coś pysznego bez dłuższego zastanawiania się, czy przypadkiem poziom nie zleciał drastycznie w dół. Nic z tych rzeczy. Było i jest świetnie.
Blue Cactus, ul. Zajączkowska 11, Warszawa